Ścieżka dźwiękowa
AMANDA
I teraz powinno być tak, że znowu rzuca mu się na szyję blondyna - w końcu do trzech razy sztuka. Ale tak nie było! Andrzej przechodząc uśmiechnął się do mnie promiennie (nareszcie miałam pewność, że patrzy na mnie), moje kolana zmiękły, a serce zamieniło się w gorącą lawę, która rozlała się po moim całym ciele. Siatkarze mnie minęli, tylko Maciek Muzaj zrobił wielkie oczy na mój widok, czyżby mnie pamiętał? Zasiedli w swojej loży, a ja tak stałam nieruchomo na środku parkietu. Cały czas przetwarzałam w głowie jego uśmiech, a moje nogi odmawiały posłuszeństwa, czyżbym miała już aż tak mocno w czubie? To tylko 3 drinki. W końcu otrzeźwiałam, podeszłam do baru, zamówiłam tym razem Sex on the beach, stanęłam w takim miejscu, żeby móc swobodnie obserwować lożę chłopaków, wtem wszyscy wstali i skierowali się na parkiet. Ja według starego numeru postanowiłam przejść się do toalety, dziwnym trafem wybrałam drogę jak najbliżej ich, gdy przechodziłam Maciek Muzaj złapał mnie za rękę i zagadnął w tym niesamowitym hałasie:
- Ja Cię pamiętam, byłaś wczoraj na naszym meczu z Resovią!
- Być może. - odpowiedziałam obojętnie, ale zaraz, zaraz nasza rozmowa zaciekawiła samego Andrzeja! - A co? Chcesz numer do mojej przyjaciółki? - zapytałam już bardziej zalotnie.
- Ja... A w jaki sposób domyśliłaś się, że mi chodzi o nią? - zapytał zaskoczony, ale chyba bardzo pozytywnie.
- Kobieca intuicja. - zaśmiałam się. - A tak prawdę mówiąc, Twoje spotkanie ze ścianą było dosyć efektowne.
- Ech, ja to zawsze muszę coś odstawić. Więc jak będzie?
- Pójdę do toalety i to przemyślę. - zaraz... do toalety? Przemyślę? Ale gafa! Jakby ubikacja była wymarzonym miejscem do kontemplowania czy dać nr Wiki czy też nie. Odpowiedziałam i szybko się oddaliłam, zostawiając go w niepewności.
W toalecie cała podekscytowana patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. A więc jednak Andrzej mnie zauważył, przynajmniej już wie, że istnieje taka osoba. W sumie to nawet nie widziałam tej jego blondyna, niesamowita okazja, nie zmarnuję jej, o nie! Na trzęsących nogach wyszłam z toalety i kierowałam się ponownie w stronę parkietu.
ANDRZEJ
Razem z chłopakami postanowiliśmy uczcić jakoś naszą wygraną nad Resovią i wybraliśmy się do klubu. Ja (nie)stety sam. Marlena nie mogła się pojawić, ponieważ wyjechała na sesję do Warszawy. Nie pierwszy raz wychodzę bez niej, ufa mi, wie, że niczego złego nie zrobię. Kocham ją. Chyba. Może czasami przesadza ze swoim materialistycznym podejściem do życia, ale to naprawdę cudowna dziewczyna.
Weszliśmy do klubu a moim oczom ukazała się tajemnicza piękność. Chyba mam deja-vu... Bingo! Przecież ona siedziała pod halą, gdy wychodziliśmy z treningu. Ciekawe co tam robiła. Posyłam jej mój uwodzicielski uśmiech nr 2, a sam tonę w jej oczach. Boże, zdarza mi się to pierwszy raz. Koleś, przecież masz dziewczynę! Ale w takie oczy nie patrzyłem nigdy. Przechodzimy dalej, siadamy w loży, a po jakimś czasie ruszamy się wyszaleć. Wtem piękna nieznajoma przechodzi blisko nas, a Maciek ją zaczepia. Skąd on ją zna?! Próbuję podsłuchać o czym rozmawiają, ale w takim hałasie nie da się nic usłyszeć, w końcu ona umyka gdzieś, by po kilku minutach wrócić i znowu spojrzeć uwodzicielsko w moje oczy...
AMANDA
O Boże, on jeszcze raz uśmiechnie się do mnie w taki sposób, a przysięgam, że będzie trzeba wzywać pogotowie, a może jednak straż pożarną? Co za ogień, co za iskry lecą, gdy Andrzej kieruje na mnie swoje spojrzenie. Z tego cudownego uczucia wyrywa mnie Maciek:
- I jak przemyślałaś sprawę?
- Musisz udowodnić, że warto jest poświęcić moją przyjaciółkę. - uśmiecham się zalotnie.
- Najpierw pokażę Ci moje kocie ruchy. - śmieje się siatkarz. Łapie mnie za rękę, wyciąga na parkiet i zaczynamy tańczyć.
Myślę tylko o tym, czy Andrzej patrzy na mnie i sprawdzam to kątem oka. Tak, tak, tak!!! Nie może oderwać ode mnie wzroku! Udaję, że tego nie widzę, skupiam się na muzyce i co raz bardziej daję się jej porwać. Zamykam oczy, gdy nagle czuję czyjąś dłoń na dole moich pleców. Otwieram oczy i... słowo daję, powinnam teraz paść na zawał - to Andrzej, który pyta mnie swoim cudownym głosem (najpierw jednak muszę zadrzeć dosyć wysoko głowę):
- Czy teraz ja mogę Cię porwać?
Mój świat wiruje, nie wiem już czy pod wpływem procentów czy nieziemskiego zapachu siatkarza, ale odpowiadam po cichu:
- Nawet na koniec świata... - Andrzej niestety tego nie słyszy, w odpowiedzi bierze mnie za rękę, a muzyka nagle zwalnia. Idealny on, idealna piosenka, to chyba wszystko mi się śni...
Siatkarz kładzie jedną dłoń, na moim biodrze, a drugą trzyma mnie za rękę, jesteśmy tak blisko siebie. Czuję jego ciepło, to jaki jest męski. "And all I want is the taste that your lips allow" grzmi w głośnikach, ale dla mnie czas się zatrzymał, sama nie wierzę, w to co się tutaj dzieje...
Ciąg dalszy nastąpi...
-----------------------------------------------------------------
I jak Wam się podoba kolejna część opowiadania? :) Proszę o Wasze KOMENTARZE :)
Amanda sama nie wierzy w swoje szczęście, to co dzieje się w klubie to jakieś czary, ale to nie koniec tej niezapomnianej imprezy...
wtorek, 30 września 2014
niedziela, 28 września 2014
ROZDZIAŁ II - Nothing is impossible
"I w myślach sobie zadaję pytanie: co mnie tu wiodło? Przyjaźń czy kochanie?"
Sen lekarstwem na wszystko? Oj nie zawsze. Obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona niż byłam kładąc się spać. A kto mi się śnił? Nie kto inny jak nasz szanowny Andrzej Wrona. Śnił mi się jego ślub z tą blondyną, wpadłam do kościoła i krzyknęłam "Nieeeee!!!", ale ochroniarze złapali mnie za ramiona i wyprowadzili siłą. Obudziłam się cała zlana potem, gdy zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu pojawił się Rafał.
- Dzień dobry moje słoneczko, jak się spało? - usłyszałam ten cudownym męski a jednocześnie melodyjny głos.
- Hej Skarbie, średnio, emocje po meczu chyba jeszcze nie opadły. - odpowiedziałam zaspana.
- Oj to niedobrze, rozumiem, że mecz się podobał? Ja naprawdę nie potrafię pojąć jak Ty możesz lubić ten bezjajeczny sport? - zapytał nierefermowalny fan piłki nożnej.
- Chociażby dlatego, że jestem kobietą i nie posiadam jaj. - odurknęłam.
- No dobrze, nie dyskutujmy o tym, bo to do niczego nie prowadzi. Zabieram Cię dzisiaj na obiad do restauracji. Muszę powiedzieć Ci coś ważnego.
- Nie cierpię jak tak mówisz! Do której?
- Oj Kochanie, spokojnie. To będzie niespodzianka. Przyjadę po Ciebie o 13. Papa. - powiedział i rozłączył się.
Myśli w mojej głowie zaczęły się kłębić z prędkością światła - co takiego chce mi powiedzieć mój ukochany? Może Wiki miała rację, może chce mi się oświadczyć?! Cała przejęta zapomniałam całkowicie o wczorajszym meczu i o tym, co wydarzyło się na korytarzu.
Ach ten mój Rafał... Jak ja mogłam myśleć o jakimś siatkarzu mając przy sobie taki ideał?! Przystojny, dobrze wychowany, opiekuńczy i jaki kochający. Ale ten ideał powinien mieć jakąś rysę, której jeszcze nie zauważyłam... Myślami wróciłam do I roku studiów, kiedy to poznaliśmy się z Rafałem. Mój ukochany był wtedy na V roku. Najlepszy student na roku zwrócił uwagę właśnie na mnie - zagubionego pierwszoroczniaka. Powiedział mi potem, że gdy tylko mnie zobaczył, stwierdził, że dla tych oczu i włosów zrobi wszystko. No cóż, oczy i włosy - moja niewątpliwe zalety (mam nadzieję, że nie jedyne). Zagadał do mnie, początkowo chcąc pomóc mi zaklimatyzować się na studiach, a potem próbując umówić się. Ja - porażona dwoma nieudanymi związkami (za pierwszym razem zdradzona, a za drugim... w sumie też) nie chciałam nawet iść z nim na głupią kawę. Zaprzyjaźniliśmy się, a przecież przyjaźń to bardzo dobra podstawa do związku. W końcu uległam, umówiliśmy się i od tamtej pory jesteśmy nierozłączni.
A teraz, po prawie 2 latach bycia razem, może Rafał postanowił poprosić mnie o rękę. Cieszyłam się jak głupia. Zjadłam śniadanie i pobiegłam do łazienki się szykować. Wiki niestety nie było, wyjechała rano do rodzinnego domu. W końcu świeża, pachnąca i pomalowana stanęłam przed szafą i dopadł mnie typowy problem kobiecy. Jako, że był to listopad i nie miałam dużego pola do popisu zdecydowałam się na klasyczną czerwoną sukienkę, do której dobrałam złoty pasek i biżuterię, a na nogi założyłam czarne botki na niebotycznej szpili, nie zapominając oczywiście o szaliku i płaszczyku. Rozradowana wyszłam pod blok, gdy podjechał mój chłopak, wsiadłam, pocałowałam go namiętnie na przywitanie i odjechaliśmy.
Rafał wybrał bardzo przytulną włoską restaurację, zamówiliśmy obiad i po przyniesieniu potraw przez kelnera (bardzo przystojnego!) zaczęliśmy jeść. Mój ukochany od początku był bardzo szarmancki, cały czas prawił mi komplementy i patrzył na mnie z zachwytem w oczach. Wprost nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu wyciągnie pierścionek!
Gdy skończyliśmy, Rafał wziął mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy.
- Amanda, miałem Ci to powiedzieć wcześniej, ale nie miałem odwagi. - zaczął, a ja rozanielona patrzyłam na niego. - Ja... Ja zakochałem się.
- Tak, wiem Kochanie, 2 lata temu we mnie. - odparłam pewna swojej pozycji.
- Nie, to nie tak...
- Jak to nie?! - wrzasnęłam a połowa gości restauracji obejrzała się na mnie. - o czym Ty mówisz?! Masz kogoś?!
- Proszę cię, ciszej. - odparł - Tak, poznałem ją jakieś 2 miesiące temu i to było jak grom z jasnego nieba. Myślałem, że mi przejdzie, ale to jest silniejsze ode mnie. Poza tym, Blanka jest w ciąży.
- Nieee, Rafał, proszę powiedz, że żartujesz. Przecież dzisiaj do cholery nie ma Prima Aprilis! - nie mogłam uwierzyć. Rysa na ideale? Znalazła się, ale żeby aż tak ogromna?! - Zaraz wyjdą tutaj panowie i powiedzą "Mamy Cię!", tak?
- Zaraz to tutaj pojawi się moja Blanka i jeżeli nie chcesz jej poznać, radziłbym szybciej wyjść. - Rafał był bardzo stanowczy... i jaki niemiły!
- Więc to tak, dobrze, nie myśl, że będę za Tobą płakała. Szczęścia Kochanie. - wstałam, usiadłam mu na kolanach i widząc, że zbliża się do nas jakaś laska, wpiłam mu się w usta - A to na pożegnanie - wstałam i wylałam mu na głowę szklankę pomarańczowego soku, bardzo lepkiego soku.
- Możesz sobie zabrać tego "słodziaka" - powiedziałam tryumfalnym głosem do blondynki, a ludzie w restauracji zaczęli mi klaskać.
Jednak sytuacja w środku mnie już nie była taka ciekawa. Wyszłam szybko na powietrze, ponieważ brakowało mi tchu. Nie mogłam uwierzyć jak on mógł zrobić mi coś takiego i to z taką tapeciarą. Czułam się jakbym była w amoku. Nieświadomie wsiadłam w pierwszy lepszy autobus aż dojechałam do dworca autobusowego, poszłam na pierwszy lepszy peron aż nagle podjechał autobus. Dokąd?! Oczywiście na tabliczce miał napisane "Bełchatów". Nie wierzyłam wcześniej w przeznaczenie, a może jednak? Nie myśląc wiele, wsiadłam do autobusu. W Bełchatowie byłam wcześniej tylko na meczu. Jednak pamiętałam jak dostać się z dworca na halę. Nie wiem nawet kiedy znalazłam się pod halą Energia. W zasadzie co ja tutaj robiłam? Czułam się, jakby jakiś mały chochlik siedział w środku mnie i sterował moimi zachowaniami. Co ja sobie myślałam, że przyjadę pod halę, wyjdzie Andrzej i powiem mu "Cześć Andrzej, nie znamy się, widzę Cię po raz drugi na żywo, właśnie zostawił mnie chłopak, a ja jestem w Tobie beznadziejnie zakochana"? Przecież w najlepszym wypadku wyśmiałby mnie, a w najgorszym zadzwonił po pogotowie psychiatryczne i zabraliby mnie w kaftanie bezpieczeństwa do miejsca, w którym powinnam się tak naprawdę znajdować.
Otrzeźwiłam się trochę i usiadłam na ławce. Gdy zobaczyłam, że z hali akurat wychodzą siatkarze moje serce zamarło. I co dalej? Powtórka z rozrywki - Andrzej wychodzi, podbiega do niego blondyna i rzuca mu się na szyję, on łapie ja za rękę i przechodzą koło mnie. On nawet raz spogląda na mnie (aaaaaaa, Andrzej w końcu mnie zauważył), a ona widząc to robi wystudiowaną minę, a gdy mnie mijają za plecami pokazuje mi środkowy palec. Bezczelna! Czyżby czuła zagrożenie? Nie powiem, mój strój zwraca na uwagę, inni siatkarze spoglądają na mnie, a ja? Nie mam zielonego pojęcia co dalej robić. Nie mam już siły nawet myśleć o Rafale - to chyba taka reakcja obronna organizmu, przecież przerabiam to już po raz trzeci. Błąkam się bez celu po mieście i podejmuję decyzję, że pójdę na najlepszą imprezę na jakiej kiedykolwiek byłam. Nie obchodzi mnie to, jak wrócę do Łodzi, zamierzam bawić się tak, jakby jutro miał się świat skończyć. Resztkami świadomości idę do najbliższego hotelu, zajmuję w nim pokój, trochę się odświeżam i o godzinie 21 wychodzę do klubu. Wchodzę i od razu kieruję się do baru, zamawiam mojito, wypijam, potem drugie, trzecie, już trochę czuję je w nogach i ruszam na parkiet. Bawię się cudownie, moja głowa jest całkowicie wolna od jakichkolwiek myśli. Wtem Dj zapodaje i zapowiada przybycie siatkarzy Skry Bełchatów. Chłopcy wchodzą, a jako drugi w kolejności idzie nie kto inny jak Andrzej Wrona! Przechodzi dosłownie pół metra ode mnie, patrzy mi w oczy a czas po raz kolejny staje w miejscu...
-----------------------------------------------------------------------
I jak Wam się podoba kolejna część? :) Proszę o komentarze.
Jesteście ciekawe, co wydarzy się dalej w klubie? Rafał wcale nie zamierza mimo wszystko zniknąć z życia Amandy. Czy na imprezie pojawi się dziewczyna Andrzeja? Dowiecie się już wkrótce :)
sobota, 27 września 2014
ROZDZIAŁ I – Będziesz mój, tylko mój…
„Wzrok rozbawiony uśmiechnięta twarz, masz tyle dla mnie, co
dla innych masz.
Mijasz mnie nie patrząc, a to źle, raz się obejrzyj zobacz mnie.”
Mijasz mnie nie patrząc, a to źle, raz się obejrzyj zobacz mnie.”
Tak, piosenka Anny Jantar doskonale oddaje moje odczucia.
Muszę GO mieć, po prostu muszę. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale zrobię! „Zaraz,
zaraz… Ale przecież masz chłopaka, którego bardzo kochasz, przecież wiesz, że
Rafał nigdy by Cię nie skrzywdził. „ – podpowiada twój Zdrowy Rozsądek. No tak,
coś w tym jest, ale dlaczego do cholery nie mogę przestać myśleć o tym drągalu,
którego naprawdę nie widziałam na oczy? Oj, Amanda, chyba czas przespacerować
się do psychiatry. To już zanosi się na chorobę psychiczną. „To wszystko
niedługo przejdzie”- powtarzam sobie i święcie wierzę w moje słowa. „Muszę to
przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi”. Dalej jednak przeglądam internet w
poszukiwaniu wywiadów, zdjęć, czegokolwiek związanego z Andrzejem.
Po 2 tygodniach moja obsesja na szczęście mija. Wracam do
Łodzi, zaczynam 3 rok studiów i życie toczy się dalej. Studia wciągają
mnie w pełni, co prawda oglądam Plusligę, a w szczególności wszystkie mecz Skry
i może dalej z lekką tęsknotą patrzę na grającego Andrzeja, ale to już nie to
samo. Mój chłopak Rafał każdego dnia pokazuje mi jak bardzo mnie kocha, ale
ostatnio jakby częściej, hmmm? Nie zwracam uwagi na te symptomy.
Pewnego dnia
przychodzę na wydział, a moja przyjaciółka Wiki krzyczy z wejścia:
- Amy
(Ejmi, tak mówią na mnie znajomi), jedziemy na mecz Skry!!!
- Co? A
co cię tak nagle zebrało na kibicowanie? – pytam zdziwiona.
-
Mieszkamy już 2 lata tak blisko Bełchatowa, a jeszcze nigdy nie byłyśmy na prawdziwym
meczu. Musimy to zmienić! – optymizm Wiki mnie pobija.
Nagle dochodzi do mnie, co moja przyjaciółka mówi do mnie.
Taaaaaak, nareszcie będę miała okazję zobaczyć Andrzeja na żywo! Więc to tak?
Więc moje emocje tak naprawdę były tylko uśpione. No dobrze, pojedziemy,
pokibicujemy, Andrzej i tak nawet mnie nie zauważy, ale to nic, przynajmniej
boleśnie spadnę z niebos na ziemię – to tylko dla mojego dobra.
- Halo,
ziemia do Amy! – macha mi przed nosem Wiktoria.
- No dobrze,
pojedziemy, tylko kiedy?
- W
piątek jest mecz na szczycie – Skra gra z Resovią. – oznajmia mi przyjaciółka
- Ok,
ale nie mamy nawet odpowiednich strojów do kibicowania.
- A o
tym pomyślałam już wcześniej. – Wiki wyjmuje z torebki dwie żółto-czarne
koszulki.
- Oj,
ale Ty jesteś kochana – przytulam moją przyjaciółkę. – A wiesz, nie wiem czy
mam się bać, ale Rafał ostatnio zaczął jeszcze bardziej się starać o mnie.
Prawie codziennie przynosi mi kwiaty, prawi komplementy, czyżby miał coś na
sumieniu?
-
Przestań, nie znam bardziej szczerego chłopaka niż twój Rafał, kto jak kto, ale
on nigdy by cię nie zdradził. Moim skromnym zdaniem, on szykuje się do
oświadczyn. – konspiracyjnie szepce Wiki, bo dziwnym trafem zjawiają się obok
nas dwie największe plotkary na roku.
- Teraz
to naprawdę przesadzasz. – śmieję się.
Nareszcie przychodzi piątek, po południu wsiadamy do
autobusu i kierujemy się do Bełchatowa. Jestem bardzo podekscytowana, nie
powiem, z bijącym sercem wchodzę na halę, a obok kroczy moja kochana Wiktoria.
Kupujemy bilety i kierujemy się na trybuny, na szczęście mamy miejsca całkiem
niedaleko boiska. Nagle siatkarze zostają wywoływani na boisko i nareszcie
widzę naszych złotych chłopaków! Aż kręci się głowie od tej „złotej” aury,
która ich otacza! Wchodzi również ON – Andrzej Wrona, niestety na żywo jeszcze
bardziej czarujący niż na zdjęciu, ech, chyba jednak tak łatwo mi nie
przejdzie. Ale zaczyna się właściwa gra i atmosfera meczowa całkowicie mnie
porywa – kibicuję jak szalona, krzyczę, śpiewam, klaszczę – full wypas! Wiktoria
przeciera oczy ze zdumienia.
-Ja
wiedziałam, że jesteś żywiołowa, ale żeby aż tak. – kręci głową. – Szalejesz,
jakby odbywał się tutaj co najmniej finał Mistrzostw Europy.
-
Podoba mi się tutaj! Po prostu. Będziemy przyjeżdżać tutaj częściej – śmieję się.
- Nono,
może co tydzień? Nasze studenckie budżety chyba tego nie wytrzymają. – hamuje mnie
moja przyjaciółka.
Ale niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, tak samo
i mecz. Siedzimy jednak dosyć daleko od wyjścia, więc zanim udaje nam się
wydostać z trybun mija sporo czasu. Trafiamy akurat w tym momencie, gdy
siatkarze wychodzą z szatni i zauważam JEGO. Stoi ode mnie zaledwie kilka
metrów, te kilka cholernych metrów, ale zaraz! Andrzej patrzy w moją stronę,
czas staje w miejscu, a po kilku sekundach na jego szyję rzuca się ONA i wpija
mu się w usta na środku korytarza i wtedy moje serce pęka na pół. Więc jednak
nie patrzył na mnie, tylko ZA MNĄ. Swoją drogą, chyba czas przejść się do
okulisty i narobić awantury, że ostatnio źle zbadał moje oczy!
- Amy,
co Ci jest? Ach, no tak słynny Andrzej Wrona, nie martw się nie tylko Tobie
złamał serce. Ale jak widać jego narząd jest całkowicie zdrowy, całkiem ładna
jest ta blondyna. – Wiki jest jak zwykle bardzo taktowna, tym tekstem
przejechała po mnie jak walec po drodze.
- Ech,
co Ty tam wiesz… - stwierdzam.
Ale ja za to wiem bardzo dużo… Niestety cała moja pewność
siebie i upór maleją w jednej chwili. Andrzej jest szczęśliwie zakochany i
kropka. Chciałam się o tym przekonać, tylko szkoda, że w taki brutalny sposób. Ale
mój zmysł obserwacyjny nawet w tak dramatycznych chwilach nie zawodzi – Maciek Muzaj
patrzy na Wiktorię jak cielę i co dzieje się w filmach w takich momentach? Tak
właśnie, Maciek nie zauważa ściany i wpada na nią. Jednak Wiki jest tak
zaaferowana zbieraniem autografów od naszych złotych chłopaków, że nie zauważa
nawet tej dosyć głośnej kolizji. Wychodzę sama przed halę i odwracam się twarzą
do wyjścia, żeby widzieć, kiedy moja przyjaciółka skończy. Widzę
bełchatowskiego Libero Kacpra, który puszcza do mnie oczko (naprawdę?!), a ja
odpowiadam mu smutnym uśmiechem nr 5, na jaki jedynie mnie teraz stać.
Nareszcie wychodzi Wiki i kierujemy się na powrotny autobus do Łodzi. Przez
całą drogę odpowiadam półsłówkami, ale nie omieszkam poinformować mojej
przyjaciółki o wypadku Maćka.
-
Mówisz serio?! – cieszy się moja przyjaciółka – Dobrze, że nie poprosiłam go o
autograf, padłby na zawał, biedaczek.
Dojeżdżamy do Łodzi i wracamy do
mieszkania, które we dwie wynajmujemy. Długo nie mogę zasnąć, jest mi smutno,
ciężko to ukryć. Ale trzeba żyć swoim realnym życiem i tyle. W końcu zasypiam,
sen jest lekarstwem na wszystko.
Jednak to nie koniec złych wiadomości…
----------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak Wam się podoba kolejna część? Naszła mnie wena twórcza, jutro pojawi się kolejna część :)
Jesteście ciekawe co takiego przykrego spotka jeszcze Amandę? Wątek Andrzeja nie kończy się, a wręcz przeciwnie - rozwinie! Ale nic więcej Wam póki co nie zdradzę...
CZYTASZ? - SKOMENTUJ
Bardzo o to proszę, ponieważ nie wiem czy jest sens je kontynuować. Wystarczy samo "Pisz dalej" ;)
CZYTASZ? - SKOMENTUJ
Bardzo o to proszę, ponieważ nie wiem czy jest sens je kontynuować. Wystarczy samo "Pisz dalej" ;)
PROLOG - Wyzwanie długoterminowe
Od paru
ładnych lat kibicujesz polskim siatkarzom, Twoja fascynacja zaczyna się podczas
Mistrzostw Świata w 2006 roku. Jako mała dziewczynka zachwycasz się Michałem
Bąkiewiczem, ba, nawet wyobrażasz sobie jak zostaje Twoim mężem. Idiotyczne
zachowanie, prawda? Ale dzieci mają do tego prawo, są takie niewinne w swoich
nierealnych marzeniach. Po paru tygodniach i obejrzanych po raz kolejny
powtórkach meczy przechodzi Ci, tylko fascynacja siatkówką dalej pozostaje.
Przez następnych 8 lat dalej kibicujesz polskim siatkarzom i wtedy po raz kolejny
zakochujesz się w siatkarzu – Andrzej Wrona całkowicie zawładnął Twoim sercem.
Mistrzostwa Świata po raz
pierwszy odbywają się w Polsce, nie jest Ci dane być na żadnym meczu, ale może
to i dobrze? Mimo to śledzisz przed telewizorem każdy mecz, przeżywasz każde
uderzenie piłki. Wiesz, że istnieje taki siatkarz o nazwisku Wrona, nie
wyróżnia się niczym, wtem (nawet nie wiesz kiedy to się staje) zaczynasz myśleć
o nim jak o mężczyźnie, nie widzisz w nim jedynie polskiego siatkarza. Mimo to
dalej śledzisz z zapartym tchem wszystkie mecze, Polacy tutaj właśnie na
polskiej ziemi zdobywają upragnione mistrzostwo świata. Postać Andrzeja jednak
nie daj Ci spokoju. Wierzysz, że za parę dni to minie. Przypominasz sobie
sytuację sprzed 8 lat, ale wtedy to jeszcze nie były czasy internetowego
ekshibicjonizmu, nie miało się dostępu do miliona zdjęć naszych idoli i ich
danych osobistych. Teraz nie ma dnia, żebyś nie oglądała zdjęć Andrzeja.
Chłoniesz każdą informację o nim, zachwycasz się jego osobą w każdym wywiadzie,
przecież jest taki idealny… Brzmi jak obsesja, prawda? Która już jesteś z
kolei? On ma kilkadziesiąt tysięcy fanek w Polsce. A Ty kim jesteś? On nawet
nie wie o Twoim istnieniu. Jednak lubisz wyzwania, ale to już trzeba nazwać
głupotą. Chcesz go zdobyć i nic innego nie liczy się dla Ciebie. Zrobisz to za
wszelką cenę…
-------------------------------------------------------------------------------
To taka próbka moich umiejętności :) Zachęcam do komentowania, jeżeli będzie się Wam podobało będę kontynuować opowiadanie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)