niedziela, 28 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XXII - Cause I just want you here tonight holding on to me so tight

Ścieżka dźwiękowa cz.1

"...Miłość to słuchanie pod drzwiami, czy to jej buty tak skrzypią po schodach, miłość jest wtedy, jak do czterdziestoletniej kobiety wciąż mówisz Moja Maleńka i kiedy patrzysz jak ona je, a sam nie możesz przełknąć.. Wtedy, kiedy nie zaśniesz, zanim nie dotkniesz jej brzucha.. Wtedy, kiedy stoicie pod drzewem, a ty marzysz, żeby się przewróciło, bo będziesz mógł ją osłonić.. Wtedy, gdy pod wodą oddajesz jej swoje powietrze.."

Andrzej
Nie mogłem doczekać się niedzieli, kiedy to w końcu miałem przedstawić Amandę swoim rodzicom. I tak już sporo wiedzieli o niej. Jednak co innego jest poznać kogoś osobiście, a usłyszeć o kimś kilka historii. W każdym razie póki co Amanda jawiła się w ich oczach jako mój wymarzony ideał. Nawet nie dopuszczałem do siebie myśli, że ten obraz miałby zostać zniszczony. Musiała się dobrze przyjąć i już. Marleny nie poznali wcale. Mieszkałem z nią, ale nie odczuwałem potrzeby, żeby przedstawić ją rodzicom. Chyba od początku podświadomie czułem, że to nie jest nic poważnego. W każdym razie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Na razie jednak było za wcześnie, żeby tworzyć dalekosiężne plany. Co prawda lata mi leciały, a w moim życiu tak naprawdę żadna dziewczyna nie zagościła na dłużej. No może oprócz Mileny... 
Ech Milena. Typowa dziewczyna z sąsiedztwa. Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum. Miła dla wszystkich, sympatyczna, nie sposób było jej nie lubić. Okazało się, że mieszkamy niedaleko siebie i tak to się wszystko zaczęło - wspólne powroty ze szkoły, trzymanie się za ręce, pierwszy pocałunek, a potem nawet pierwszy raz. Sami rozumiecie. Pierwsza poważna miłość. Takiego czegoś się nie zapomina. Byliśmy ze sobą całe liceum. A potem? "Andrzej, to dla mnie ogromna szansa." - tłumaczyła się, gdy dostała propozycję wyjazdu na studia do Francji. Zaproponowała mi, żebym wyjechał z nią. Brednie. W czym jej kariera była ważniejsza od mojej? Oczywiście, zostałem w Polsce. Pisała jeszcze do mnie przez jakiś czas, ale nasz kontakt był coraz bardziej sporadyczny. A teraz? Teraz nawet nie wiedziałem, czy żyje. Moja mama konsekwentnie unikała tego tematu wiedząc jak bardzo to wszystko przeżyłem. Ale wiadomo, było - minęło. Sentyment jednak pozostał. Czasami, gdy mam chwilę refleksji, zastanawiam się, co by było, gdyby wtedy nie wyjechała. Czy dalej bylibyśmy razem? Tego się nigdy nie dowiem. To już zamknięty rozdział. Mam teraz przy sobie dziewczynę, o jakiej marzyłem od dawna i z tego powinienem się cieszyć.
Wracając do tematu, w końcu nadeszła upragniona i wyczekana niedziela. Wystrojony w białą koszulę i z pełnym uśmiechem na ustach podjechałem pod blok Amandy. Moja ukochana wyglądająca jak zwykle przepięknie była jednak bliska zawału. Pocieszyłem ją, ale nie rozumiałem jak można bać się spotkania z moimi rodzicami. No jak? Wiedziałem, że nerwy miną jej jak tylko wejdziemy do ich mieszkania. To spotkanie musiało przecież pójść w pełni po mojej myśli. 
Gdy dojechaliśmy do naszej kamienicy i znaleźliśmy się pod drzwiami mieszkania stała się rzecz nieoczekiwana - poczułem dziwne ukłucie w żołądku, które zapewne zwiastowało nerwy. W mojej głowie zakiełkowała wówczas myśl - "a co jeżeli rodzice jej nie polubią?" To było absurdalne, ale silniejsze ode mnie. Nie pokazywałem jednak po sobie zdenerwowania, bo wtedy na pewno musiałbym dzwonić po pogotowie. Amanda była bledsza niż ściany Białego Domu (zaraz, czy one faktycznie są białe?). Moje nerwy szybko puściły, gdy drzwi otworzyła mama i zamiast witać się ze swoim dawno niewidzianym starszym synem przytuliła Amandę. No nie! Po chwili z salonu wyłonił mój tata, zapoznał się z moją wybranką, a potem? Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Usiedliśmy do stołu i zaczęła się rozmowa. No dobra, będę szczery - Amanda przebojem wdarła się w życie moich rodziców. Mama patrzyła na nią jak urzeczona, a powściągliwy na co dzień Grzegorz Wrona szczerzył się do niej jak głupi do sera. Z nimi naprawdę stało się coś dziwnego, ale mi nie pozostało nic innego jak tylko się cieszyć. Nie ukrywam, zostałem skierowany na boczny tor, ale przecież o to mi chodziło, żeby Amanda spodobała się rodzicom, ale zaraz... Dlaczego do cholery nikt mnie nie słuchał, nawet własna matka?! 
Postanowiłem jednak obrać ich taktykę i sam zacząłem zwracać uwagę głównie na Amandę, która będąc w środku zainteresowania ani na chwilę nie straciła rezonu. Cały czas jednak czegoś mi brakowało - no tak mój młodszy brat był nieobecny! 
                - A gdzie Maciek? - przerwałem dysputę.
                - Poszedł do kolegi. - odparła szybko mama i wróciła do rozmowy z Amandą. Mój tata chyba zrozumiał, o co mi chodzi i tylko uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem. 
Nagle jak na zawołanie naszym oczom ukazał się mój brat. 
                - Cześć Andrzej! - uściskał mnie i dopiero po chwili zauważył, że nie jestem sam. Wyszczerzył się w stronę Amandy i rzekł z uznaniem. - Kuuurcze, nie wiedziałem, że mam tak piękną bratową! - i po chwili już ściskał ją i całował po policzkach. Tego było za wiele. Czyżby kolejny członek mojej rodziny padł łupem Amandy? 
Moja wybranka tylko promiennie uśmiechnęła się do mojego brata i wszyscy wrócili do rozmowy. Ona sama dalej brylowała w towarzystwie potrafiąc dyskutować na dosłownie każdy temat. W końcu mama pod pozorem pomocy zabrała Amandę do kuchni. Zostaliśmy tylko we trzech. 
                - Noooo bracie, cud, miód i orzeszki! - cmoknął w powietrzu Maciek. - Nie wiedziałem, że masz taki dobry gust! - stwierdził, a ja próbowałem uderzyć go po głowie.
                - A ty tato co o niej myślisz? - zapytałem.
                - Chyba sam widziałeś. - mój ojciec zaśmiał się w odpowiedzi. No tak widziałem, zachwyt w jego oczach. 
Korzystając jednak z nieobecności damskiej części naszego towarzystwa przeszliśmy na męskie tematy. Czas tak szybko nam minął, że ani się obejrzałem, a już trzeba było wracać do Bełchatowa. Nietrudno się domyślić, że Amanda została wyściskana do granic możliwości przez mamę i... oczywiście mojego brata! 
Uszczęśliwiony, że najważniejsze osoby w moim życiu dogadały się ze sobą podśpiewywałem przez całą drogę. Wtórowała mi Amanda. 
                - Dobra, dobra, Andrzej, teraz twoja kolej. - oznajmiła nagle.
                - Moja kolej? - zapytałem zdziwiony?
                - Na poznanie moich rodziców. Przyjedziesz do nas w święta, co? - uśmiechnęła się. O cholera. No tak, tak ta chwila musiała kiedyś nastąpić. Ale musiałem się zgodzić, był to kamień milowy, ale z drugiej strony chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. Postanowiliśmy wspólnie, że zawitam do jej domu rodzinnego w drugi dzień świąt. Sen z powiek spędzało mi nadejście tego dnia. Nie mogłem spać, z jedzeniem też miałem problem. Zupełnie jakbym się zakochał. Zaraz... ja byłem już zakochany. W każdym razie byłem zdenerwowany nieprzeciętnie. 
Moje dziwne zachowanie zauważył oczywiście Kłos:
                - Wronka co ty jesteś taki znerwicowany? Przechodzisz od stanu euforii w depresję. To ciąża? Nie martw się, kochany, jakoś sobie poradzimy. - pogłaskał mnie po głowie. - Ja rozumiem, że dla ciebie jest już za późno na wizytę u psychiatry, ale może jest jeszcze jakiś promyk nadziei? - naprawdę miałem ochotę wtedy uderzyć go w głowę.
                - Przedstawiłem Amandę rodzicom. - mruknąłem tylko w odpowiedzi.
                - I co? Terenia wyczuła konkurencję? - zaśmiał się.
                - Wręcz przeciwnie! Nawet mój tata wręcz zakochał się w niej. - rozpromieniłem się. 
                - Więc co jest nie halo?
                - Ona chce, żebym poznał jej rodziców. - znowu zamknąłem się w sobie, a mój kumpel zaczął się śmiać jak debil. - Nie śmiej się z nieszczęścia kolegi. - powiedziałem błagalnym głosem.
                - No nie mogę! - dusił się ze śmiechu. - Wielki Andrzej Wrona, przed którym większość dziewczyn w Polsce ściągałaby majtki na zawołanie boi się rodziców Amandy. Ale wiesz co? - nagle spoważniał. - Masz rację. Jest czego bać.
                - No widzisz? - całkowicie załamałem ręce.
                - Dobra, luz. Kupisz dla mamy kwiatki, ojcu jakiś alkohol, ubierzesz się ładnie, uczeszesz. W końcu nie jesteś byle kim i naprawdę kochasz ich córkę. - pocieszył mnie. 
                - Faktycznie, dam radę. - odzyskałem w końcu pewność siebie. Karollo miał rację. Ja sobie nie poradzę? Ja?! Andrzej Wrona nie da rady zrobić dobrego wrażenia?! Oczywiście, że da. Z taką myślą w głowie byłem już dużo spokojniejszy i mogłem wrócić do treningu.

Amanda
Byłam absolutnie zachwycona mamą Andrzeja. Pani Teresa okazała się kobietą pełną ciepła, rodzinną, dokładnie taką jak powinna być każda mama. Widać było, że bardzo dobrze wychowała swoje dzieci i miała z nimi świetny kontakt. Dzięki niej już po 10 minutach spędzonych w ich mieszkaniu moje zdenerwowanie zniknęło całkowicie. 
Nawet nie wiedziałam, że z ludźmi, których poznało się przed chwilą można tak dobrze się czuć. Rozmowa cały czas przebiegała bardzo pomyślnie. Widziałam, że Andrzej jest bardzo zadowolony z tego, jak odbierają mnie jego rodzice. A widać było, że byli nastawieni do mnie całkiem pozytywnie.
Nagle w mieszkaniu pojawił się brat Andrzeja. Zachwycił się moją urodą (no błagam, czym tu się zachwycać?) i od razu rzucił się do przytulania. Nie powiem zrobiło mi się bardzo miło, gdy nazwał mnie swoją bratową. 
               - A, byłabym zapomniała. Szykuje nam się wesele w rodzinie. - oznajmiła nagle mama Andrzeja. 
               - U kogo? - Andrzej podniósł ze zdziwieniem brwi.
               - Marta postanowiła w końcu zmienić stan cywilny. 
Marta jak się okazało to kuzynka Andrzeja, która tak jak oni mieszkała w Warszawie. Ucieszyłam się na myśl o zabawie rodzinnej. Zaraz... Rodzinnej?! Niezłe wyzwanie mi się szykuje. W końcu będę musiała zrobić dobre wrażenie na całej rodzinie Andrzeja. Na razie jednak cieszyłam się, że poznanie rodziców mojego ukochanego poszło tak sprawnie.
Po jakimś czasie pani Teresa zaproponowała mi, żebyśmy przeszły do kuchni.
               - Mam nadzieję, że Andrzej nas nie słyszy. - szepnęła konspiracyjnym głosem. - Chciałam zapytać, czy masz już dla niego prezent urodzinowy?
O cholera. Jaki prezent?! No tak, przecież Andrzej ma urodziny 27 grudnia. Jak mogłam o tym zapomnieć?! To wszystko przez te emocje!
               - Yyyy... Ja... Cały czas się zastanawiam, ale jeszcze nic szczególnego nie wymyśliłam. - skłamałam. 
               - Bo ja mam kilka propozycji... - zaczęła andrzejowa mama i oddałyśmy się dyskusji co takiego jej syn mógłby chcieć dostać na swoje 26. urodziny. 
W końcu wróciłyśmy do salonu, gdzie trwała zażarta dyskusja o tym, który z samochodów zasługuje na miano lepszego. Andrzej uparcie obstawał, że jest to Audi, a jego brat pozostawał przy zdaniu, że każdy kto raz usiądzie za kierownicą BMW od razu się w nim zakocha. Ja sama dodałam swoje trzy grosze do dysputy, przez co trzej panowie jakby na zawołanie otworzyli ze zdziwienia buzie.
               - To co? Kobieta nie może znać się na samochodach? - zapytałam krzywiąc się.
               - Oczywiście, że może. Ale ty coraz bardziej mnie zaskakujesz. - odrzekł urzeczony Andrzej. 
Nasza wizyta szybko jednak dobiegła końca i wracaliśmy do domu wyściskani do granic możliwości przez mamę Andrzeja i oczywiście obdarowani ciastem. Oboje byliśmy w wyśmienitych humorach. 
Teraz jednak role miały się odwrócić i to mój ukochany miał zapoznać się z moimi rodzicami. Oboje uzgodniliśmy, że przyjedzie do mnie w święta. Nie mogłam się doczekać tego dnia, ale z drugiej strony... Jasiek. To mogła być spora przeszkoda. W jego oczach Rafał dalej jawił się jako idealny facet dla mnie. No dobrze, tylko dlaczego nie brał pod uwagę tego, że on mnie zdradził? Nie potrafiłam tego pojąć. Musiałam szybko coś wymyślić i znaleźć jakiś punkt zaczepienia, dzięki któremu chłopcy mogliby się naprawdę polubić. Bingo! Z pewnością mogłyby to być samochody. Postanowiłam, że będąc już w domu szepnę Jaśkowi to i owo, żeby Andrzej zyskał w jego oczach. 
Tak, ta wizyta musiała się udać.

Ścieżka dźwiękowa cz.2

"...Dla mnie miłość to nie czerwone róże, kolacje przy świecach, romantyczne słowa, prezenty, trzymanie się za rękę, cielęcy wzrok, bezsenne noce, pocałunki na pokaz... Nie potrzebuje tego wszystkiego.... Potrzebuję poczucia bezpieczeństwa, oparcia, pocieszenia, zrozumienia i takiej pewności, ze mogę powiedzieć wszystko, a nie zostanie to źle odebrane, ze zawsze czekają na mnie jego ramiona, cokolwiek się stanie. Potrzebuje swojego odbicia w jego oczach, nieprzerysowanego z jakiegoś taniego romansu, lecz prawdziwego, ze wszystkimi wadami i zaletami..." 

Amanda
Ech, święta. Powinien to być czas spędzony z rodziną, celebrowany, a nie tak jak to wygląda w większości domów - gonitwa, żeby wszystko było idealnie przygotowane. Niestety u mnie było podobnie. Kiedy jednak w końcu zasiedliśmy w Wigilię całą rodziną do stołu nastrój powrócił. Cudownie było tak siedzieć z nimi wszystkimi, a trzeba przyznać, że przy stole znalazło się naprawdę sporo osób, ponieważ oprócz nas, domowników znalazło się tam całe rodzeństwo taty i ich rodziny. Do pełni szczęścia brakowało mi jedynie Andrzeja. Mój wybranek miał nas odwiedzić dopiero w drugi dzień świąt. Po kolacji zgodnie z tradycją udaliśmy się do kościoła na pasterkę, a w pierwszy dzień świąt mieliśmy udać się do domu rodzinnego mojej mamy. 
Lubiłam tam jeździć, jednak gdy tylko widziałam moje dwie kuzynki, które były bliźniaczkami mój humor od razu siadał. Mianowicie Patrycja i Paulina stanowiły duet podobny do "wspaniałych" sióstr Kopciuszka. Tak właśnie czasami się przy nic czułam - jak Kopciuszek. Sama nie wiedziałam dlaczego tak się dzieje. Wcale nie były ładniejsze ode mnie, za to ich ego było na poziomie Burj Khalify. Były cholernie pewnie siebie i od dziecka nie lubiły mnie. Dogryzały mi na każdym kroku, krytykując mój wygląd, zachowanie etc. Jeszcze tylko brakowało, żebym na ich żądanie zamiatała popiół. 
Na wizytę u dziadków ubrałam się całkiem elegancko. Gdy dojechaliśmy, moich ulubienic jeszcze nie było. Pomogłam babci w nakryciu stołu, a gdy skończyłam w drzwiach stanęły Patrycja i Paulina. "Brygada PP" jak ich nazywałam, zawsze twierdziła, że starają się wyglądać jak z najnowszych wybiegów mody. Ja jednak ich dzisiejszy styl określiłabym jako "hipsterski bezdomny". Naprawdę daleko było im do świątecznej elegancji. Ale ok, to podobno ja nie umiałam się modnie ubrać. 
                     - Cześć Amanda! - ich sztuczny entuzjazm było czuć z daleka. Obie teatralnie cmoknęły w powietrze przy moim policzku. - Co u Ciebie? 
Błagam! Nie to, że wyglądały prawie tak samo, to jeszcze prawie zawsze mówiły to samo w jednym momencie. 
                    - Nie ukrywam, że trochę się pozmieniało. - uśmiechnęłam się próbując zachować spokój, a one bezczelnie zlustrowały mnie od góry do dołu.
                    - Ach, widziałam! "Sportowe słodkości" to nasz ukochany portal, prawda Paula? - zapytała swoją siostrę Patrycja. 
                    - Tak. tak. Sam Andrzej Wrona. Co on w tobie widzi? - zapytała mnie wprost Paulina vel. Paula, która wszystkim kazała się tak nazywać, ponieważ nienawidziła oficjalnej wersji swojego imienia, a we mnie zagotowała się krew.
                    - Inteligencję? - zapytałam, jednak nie oczekiwałam twierdzącej odpowiedzi, bowiem w słowniku bliźniaczek takie słowo nie istniało. Postanowiłam szybko oddalić się od nich, ponieważ jeszcze jedno miłe zdanie skierowane w moją stronę, a przyrzekam, moja pięść wylądowałaby na głowie którejś z nich. 
Usiadłam do stołu i do końca obiadu starałam się trzymać z daleka od nich dwóch, a przynajmniej nie reagować na zaczepki. Skupiałam się tylko na tym, że już jutro będę mogła przedstawić Andrzeja rodzicom.

Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. No dobra, przyznaję, z wrażenia nie przespałam prawie całej nocy. W myślach tylko układałam możliwe scenariusze tego spotkania. Pomogłam mamie przygotować obiad, a sama ładnie się ubrałam i niecierpliwie wyczekiwałam przyjazdu Andrzeja. Aż poderwałam się z miejsca, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi stał jak zwykle piękny Andrzej Wrona z kwiatami w ręku i torebką, w której znajdował się jakiś alkohol. Przywitałam się z nim i z bijącym sercem wkroczyłam za nim do salonu, gdzie siedziała już cała moja rodzina...                   

-----------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Strasznie Was przepraszam, ale ostatnio cierpię na chroniczny brak weny, dlatego te rozdziały są jakie są. Być może jednak, że niedługo powstanie prolog do mojego nowego opowiadania :)
Rozdział świąteczny z lekkim opóźnieniem, ale jest :)

A wiecie, kto obchodził wczoraj urodziny? :) Oczywiście - nasz bohater i ulubieniec, Andrzej Wrona :) Spóźnione sto lat i czego można mu życzyć? Chyba tego, żeby był tak szczęśliwy, jak jest w moim opowiadaniu :)


środa, 24 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XXI - Baby, we found love right where we are

Ścieżka dźwiękowa cz.1 



"...Decydując się na znajomość z Tobą nie sądziłam, że zaangażuję się w nią tak absolutnie i bezwarunkowo. Że narodzi się we mnie coś znacznie silniejszego, niż oczekiwałam po tym związku. Że stanie się to, czego się bałam i zapewne boję się nadal. Dałeś mi odczuć tyle ciepła i tyle zrozumienia, ile nie dał mi w życiu nikt. Bo nikt, kogo los postawił na mojej drodze, nie umiał mnie pojąć, nie potrafił mnie zrozumieć. Każdy chciał mnie zmieniać, dostosowywać do subiektywnie postrzeganej przez siebie utrwalonej formuły zachowań i posunięć. Ty jeden nie próbowałeś. Chciałeś mnie taką, jaką jestem, z całą moją złożonością, nieprzewidywalnością; trudną i krytyczną. Z wszystkimi moimi wadami..."
 
Amanda
Czy muszę dodawać, że następne tygodnie wyglądały jak z bajki? Miłość kwitła, a my kochaliśmy się coraz bardziej. Sielanka trwała nadal. Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Jeden człowiek, a wniósł w moje życie tak wiele. Był moim oparciem, przyjacielem, wymarzonym kochankiem i kimś, kogo kochałam najmocniej na świecie. Czułam, że jego uczucie jest równie silne. Widziałam to w jego oczach, że jest mu ze mną naprawdę dobrze. Najpiękniejsze było to, że czułam, że moje uczucie do niego z każdym dniem jest coraz silniejsze. Uwielbiałam, kiedy mnie przytulał, kiedy uśmiechał się do mnie, mając tę iskrę w oku. Dotykałam nieba za każdym razem, kiedy łączył nasze usta w pocałunku.
Dobra dosyć tego, bo zrobiło się stanowczo za słodko. Zaraz wyjdzie, że wcale się nie kłóciliśmy. Nic z tych rzeczy! Czasami wybuchała pomiędzy nami istna III wojna światowa, po której ja puszczałam focha forever, który trwał (uwaga!) najdłużej pół godziny! Rekord, prawda?
Moje życie może nie zmieniło się diametralnie, tylko z anonimowej studentki prawa ewoulowałam we wroga number one sporej części damskiej populacji. Czy miałam wątpliwości co do naszego związku? Oczywiście. Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądało w sezonie reprezentacyjnym. Wtedy pewnie dopiero poczułabym, co to znaczy być w związku z zawodowym sportowcem... Postanowiłam jednak nie martwić się na zapas. Póki co trwał sezon ligowy, a Bełchatów dzieli od Łodzi naprawdę niewiele kilometrów. Nieustannie więc kursowaliśmy pomiędzy tymi dwoma miastami starając się przebywać ze sobą możliwie jak najczęściej.
Uprzedzając Wasze pytania - tak, zdarzało nam się wychodzić z łóżka. Nie samym seksem człowiek żyje. Podobno. Ok, ok spędzaliśmy w sypialni zaledwie 90% wspólnego czasu. Pozostałe 10% przeznaczaliśmy na, jak to określił jeden portal - obmacywanie się w miejscach publicznych. Otóż pewnego pięknego dnia na stronie sportowe-slodkosci.pl pojawił się artykuł o bardzo "kontrowersyjnym" tytule - "Dziewczyna Andrzeja Wrony przyłapana na gorącym uczynku!". W tekście wyjaśnione było, że pewna zbulwersowana fanka zobaczyła, jak kładę Andrzejowi rękę na pośladkach. To jest dopiero zbrodnia - dotknąć pupy własnego chłopaka! Powinni za to karać śmiercią. Nie muszę dodawać, że artykuł bił rekordy popularności? Ten sam portal po zdobyciu informacji, że oficjalnie jesteśmy razem ogłosił żałobę narodową z tego powodu. Byłabym jednak niesprawiedliwa generalizując, bowiem znalazło się wiele reporterek i czytelniczek, które naprawdę życzyły nam dobrze i pisały jak ładnie razem wyglądały.
W tamtym czasie jednak był to pierwszy tydzień naszego bycia razem i miałam prawo tak emocjonalnie reagować. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do nieskończonej liczby fanek Andrzeja, które gdy tylko pojawiał się w zasięgu wzroku otaczały go tworząc bardzo ciasną obręcz, do której nie miałam rzecz jasna dostępu. Bóg mi świadkiem - naprawdę byłam miła dla dziewczyn, które potrafiłyby wymienić nazwy co najmniej połowy zespołów PlusLigi i wspaniałomyślnie pozwalałam im na chwilowe "porwanie" mojego wybranka. Jednak gdy tylko słyszałam za plecami: "Ej, to ten Andrzej Wrona, co gra w Bełchatowskim Węglu!" krew zalewała mnie od nowa.
Oczywiście przybyło mi obserwujących na Instagramie. Andrzejowe fanki komentowały moje zdjęcia czasem całkiem miło, niekiedy trochę mniej. Miarka jednak się przebrała, gdy "Andrzejowa98" (tak brzmiał jej nick na insta) zrobiła mi przytyk do mojego wzrostu pisząc: "Ja przynajmniej dosięgałabym do jego ust". Moja reakcja była natychmiastowa - "Bo widzisz Kochana, gdy ja stałam w kolejce po rozum, Ty czekałaś na wzrost. Poza tym, nie martw się, ponieważ zawsze i wszędzie noszę ze sobą składany stołek, żeby Andrzeja nie bolał kark po serii namiętnych pocałunków ze mną." (Psycho)fanka jednak nie odpuszczała dodając: " Ale cycki i tak masz małe". Wtedy do dyskusji włączył się sam zainteresowany skutecznie ripostując małolatę: "Idealne, bo mieszczące się w dłoni. Polecam. Andrzej Wrona." I tak oto zakończyła się kariera początkującej hejterki.
Wiki miała podobne problemy co ja, w końcu Maciek też był rozpoznawalną postacią, ale nie tak medialną jak Andrzej. Zrezygnowana postanowiłam wreszcie poprosić o radę Olę, dziewczynę Karola.
                   - Musisz po prostu do tego przywyknąć. - orzekła przy kawie kłosowa wybranka. - Nie masz innego wyjścia, jak zaakceptować wszystkie fanki Andrzeja, inaczej zwariujesz.
                   - Echhh. - westchnęłam. - Staram się, ale znasz mnie już trochę i wiesz, jaka jestem emocjonalna.
                   - Niestety Amy, liczba fanek Andrzeja się nie zmniejszy, a raczej wzrośnie. Poza tym daj spokój. Pomyśl sobie, że jesteś gwiazdą, bo to ciebie właśnie wybrał ich wymarzony Andrzej Wrona. Wiesz ile dziewczyn ci zazdrości? - pocieszała mnie blondynka.
                   - Faktycznie, masz rację. Jeszcze do niedawna to ja byłam po ich stronie i po cichu wzdychałam do Andrzeja, a teraz proszę. - uśmiechnęłam się szczerze w odpowiedzi. Ale jedna rzecz mnie nurtowała. - A mam do ciebie jeszcze jedno pytanko.
                   - Wal śmiało.
                   - Dręczy mnie jedna rzecz. Mianowicie, jeszcze będąc fanką nie znalazłam prawie żadnych wieści o tym, że ma dziewczynę. A przecież przez jakiś czas był z tą Marleną.
                   - Ach, ona. W sumie Andrzej tak naprawdę nie pokazywał się z nią publicznie. I nie byli ze sobą jakoś specjalnie długo. - oświadczyła Ola. - Możesz być więc dumna, że jesteś pod takim "ostrzałem". Moim zdaniem to znak, że Andrzej traktuje cię poważnie.
                   - Może i masz rację. - odpowiedziałam i zamyśliłam się.
W międzyczasie, korzystając z wolnego weekendu, gdy Andrzej wybrał się na mecz do Gdańska, postanowiłam pojechać do domu. Pochodziłam z malowniczej wioski na Mazowszu i przez sporą odległość dzielącą ją od Łodzi niezbyt często odwiedzałam rodziców. Z mamą i tatą miałam naprawdę dobry kontakt i mówiłam im o wszystkim. Wiedzieli więc, że Rafał mnie zostawił. Pocieszyli mnie mówiąc, że i tak za nim nie przepadali. Nie pisnęłam im jednak ani słowa o znajomości z Andrzejem. Chciałam zostawić ten temat na rozmowę w cztery oczy. Rodzice popierali każdą moją decyzję, tak więc i tutaj nie było wielkich problemów. Ostrzegłam ich tylko, żeby nie denerwowali się, gdy przypadkiem natkną się na artykuł o mnie i Andrzeju. Wyrazili nadzieję, że poznają go w najbliższym czasie, na co ja tylko skinęłam głową i postanowiłam odłożyć ten temat na później. Trochę bardziej sceptyczny był jednak mój trzy lata starszy brat.
                  - Moja malutka siostra i jeden z najsłynniejszych siatkarzy? Świat się przekręcił. - stwierdził kręcąc z dezaprobatą głową Jasiek.
                  - Nie wiem czy zapomniałeś, ale twoja siostrzyczka nie jest już taka mała i ma prawo układać sobie życie po swojemu. - odpowiedziałam mrużąc oczy.
                  - Przywieź go tutaj, zobaczymy czy przyjmie się tak dobrze Rafał. - powiedział mój brat. I już wtedy wiedziałam, że mogą być kłopoty, gdy w końcu przedstawię w domu Andrzeja. Jasiek bowiem bardzo lubił się z moim byłym. "Poważni ludzie na poważnych stanowiskach." - tak mówili o sobie nie dając mi za bardzo szans na wtrącenie się do ich rozmowy. Mieli swoje tematy i już. Nawet po naszym rozstaniu wiem, że dalej utrzymywali ze sobą kontakt.
Na szczęście moja ukochana młodsza siostra Ala ucieszyła się na wieść o tym, że mam nowego chłopaka.
                  - Kurczę, Amy, ty to jesteś. Poderwać takiego Andrzeja Wronę... - rozmarzyła się mająca 11 lat i wchodząca w "trudny wiek" Alicja.
Pamiętam ją jak była jeszcze taka malutka, a tu już niedługo to ona zacznie przedstawiać mi swoich chłopaków. Od początku jednak Alicja traktowała mnie jako wzór i może dzięki temu rodzice nie mieli z nią większych problemów wychowawczych oprócz jej niepokornego charakteru. Zawsze to ja pełniłam rolę "Superniani", która miała jej wszystko powoli wytłumaczyć. Dzięki temu jednak miałyśmy super kontakt.
Szczęśliwa więc, że rodzice wyrazili chęć poznania Andrzeja wracałam do Łodzi. Skra po raz kolejny, jednak po niełatwym boju pokonała Lotos w Ergo Arenie 3:2. Wróciła dawna codzienność tj. moje zajęcia na uczelni i treningi Andrzeja, jednak nasza miłość kwitła dalej.
Apokalipsa miała jednak dopiero nadejść...


"...spotkali się i przylgnęli do siebie czując, że znaleźli to rzadkie połączenie doskonałego człowieczeństwa i ideału płci przeciwnej, którego pragnęli, ale którego zarazem tak bardzo się obawiali..."

Andrzej
Amanda potrafiła sprawić, że każda najgłupsza czynność nabierała innego charakteru. Byłem w niej szaleńczo zakochany. Mogła poprosić mnie o najgłupszą rzecz, a mi co najwyżej zajęłoby dobę, żeby ją dla niej zdobyć. Doprowadzała mnie do istnego szaleństwa. Nie trzeba używać wielu słów, żeby to opisać. Po prostu ją kochałem. Jak się okazało, wszystkie uczucia wcześnie to były czcze zauroczenia, które niczego wnosiły do mojego życia. Oszalałem z nią i dla niej. Uwielbiałem ją dotykać. Każda chwila z nią była bajkowa. Czułem się jak szczęśliwy królewicz, który czekał na swoją księżniczkę. Najważniejsze jednak było to, że wiedziałem, iż ona równie mocno odwzajemnia moje uczucia i jest jej ze mną naprawdę dobrze.
Nie potrafiłem przestać mówić o niej. Tak więc chłopaki z drużyny wiedzieli o niej praktycznie wszystko. Od ulubionego koloru, po perfumy jakich używa, a nawet jaką bieliznę miała dzisiaj na sobie. Ups... Powiedziałem o tym głośno? To i tak pewnie oznajmiłem tylko Kłosowi, a on jest jak mur, niczego nie wygada. Oby! W każdym razie wychodziłem na wariata, ale chłopaki tylko kiwali ze śmiechem głową, gdy znowu zaczynałem temat Amandy. Wszyscy ją naprawdę polubili, a wielu się nawet podobała.
No i właśnie tutaj zaczyna się problem, bo w moim mniemaniu Amanda podobała się absolutnie wszystkim facetom. Tak ja wiem, tyle fanek, tyle hotek, a ja bałem się, że ona zostawi mnie dla kogoś lepszego, kto przynajmniej będzie miał dla niej więcej czasu. Pocieszałem się w myśli, że jeszcze nie jest tak źle. Ale nie chciałem myśleć jak Amanda zniesie sezon reprezentacyjny, gdzie będziemy się widzieć przy dobrych wiatrach raz na kilka tygodni. Ale wracając do tematu, na nią naprawdę zwracało uwagę mnóstwo facetów. Ona bagatelizowała moje obawy, ale ja i tak wiedziałem swoje. Musiałem się trudzić, żeby jej uczucie nie gasło. Często kupowałem jej kwiaty, powtarzałem jaka jest piękna. Moje działania chyba przynosiły zamierzony skutek, bo Amanda z dnia na dzień patrzyłam na mnie z coraz większą miłością w oczach. A może mi się tylko wydawało?
W każdym razie opowieści o niej nie uniknęli moi rodzice, którzy koniecznie (a zwłaszcza mama) chcieli ją poznać. Nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu im ją przedstawię i postanowiłem zrobić to jak najszybciej.         

Ścieżka dźwiękowa cz.2



"...Najbardziej lubię gdy opiera mi się o kark. Wtedy czuję jego oddech, dreszcz przeszywający mnie po całym ciele. Czas, który ucieka. Czas który się zatrzymał tylko dla nas obojga. Usta szukające siebie, oczy szukające miłości. Obawiam się , że ta chwila może prysnąć jak bańka mydlana. Nie odważam się oddychać, błagam, by trwało to wiecznie..."

Amanda
Pewnego dnia leżeliśmy w andrzejowym łóżku po kolejnych upojnych chwilach, gdy nagle mój wybranek chwycił za telefon:
                 - Kochanie, może selfie after sex? - zapytał z chytrym uśmieszkiem, a moje oczy zamieniły się w pięciozłotówki.
                 - Że co?! - wykrzyknęłam tłukąc go poduszką. - Może selfie after thousands orgasms?! Przecież taki hit pojawiłby się w "Wiadomościach"!
Andrzej zaczął osłaniać się przed ciosami, ale dodał jeszcze oliwy do ognia:
                 - A wiesz, ty Skarbie masz zawsze super pomysły. Nawet Kłos by na to nie wpadł. - po tym stwierdzeniu moje uderzenia zyskały na sile.
                 - Ja rozumiem, że ścigacie się z Karolem o liczbę lajków, ale to jest naprawdę słaby chwyt reklamowy! - oświadczyłam pomiędzy kolejnymi uderzeniami.
W końcu jednak opadłam z sił i zrezygnowana usiadłam na łóżku.
                 - No i zepsułeś taki romantyczny nastrój. - stwierdziłam krzywiąc się przy tym.
                 - Zaraz możemy do niego wrócić... - odparł ochoczo Andrzej zbliżając się do mnie.
                 - Nie mam ochoty. - szybko wstałam z łóżka i skierowałam się do kuchni.
Zajęłam się przygotowywaniem śniadania, a po kilku minutach do kuchni przyczłapał Andrzej. Zaszedł mnie od tyłu, a ja zawsze w takich momentach wymiękałam. Powoli zaczął całować mój kark, a ja szybko odwróciłam się i oddaliśmy się namiętnym pocałunkom. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie.
                 - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - stwierdził z uśmiechem mój wybranek.
                 - Zamieniam się w słuch. - podniosłam ze zdziwienia brwi, no bo co to miałaby być za propozycja, na którą musiałam się zgodzić?
                 - W niedzielę jedziemy do moich rodziców. - oświadczył dumny z siebie.
                 - Słucham?! - nie dowierzałam.
                 - Amanda, musisz się zgodzić. Nawet nie wiesz z jaką niecierpliwością czeka na ciebie moja mama!
                 - Muszę? - uśmiechnęłam się słabo.
                 - Traktuję cię naprawdę poważnie. - Andrzej spojrzał mi głęboko w oczy. - I chciałbym, żebyś poznała moich rodziców. To tylko jeden dzień.
                 - No dobrze... - zgodziłam się z uśmiechem, ale w środku mnie już nie było tak wesoło.
Kolejnych kilka dni spędziłam w takich nerwach, że, słowo daję, wystawię matce Andrzeja rachunek za leki uspokajające! W końcu jednak nadszedł sądny dzień. Obudziłam się już o piątej rano, nie chcąc się spóźnić i mieć wystarczająco dużo czasu na przygotowanie. Przekopałam całą szafę głowiąc się co takiego mam założyć, że matka Andrzeja mnie zaakceptowała. Bingo! sukienka w stylu pensjonarki okazała się idealna.
Wiki śmiała się ze mnie cały ranek, żebym z nerwów tylko niczego nie odstawiła. Jednak wcale mnie tym nie pocieszyła, a wręcz przeciwnie - ręce mi się trzęsły, a wątroba zamieniała się co rusz miejscami z żołądkiem. W końcu Andrzej podjechał pod blok. Szybko wybiegłam i wsiadłam do jego auta.
                 - Prześlicznie wyglądasz. - przywitał mnie pocałunkiem.
                 - Chciałabym się równie dobrze czuć. - skrzywiłam się pokazując mu trzęsące się ręce.
                 - Amy, spokojnie, bo jeszcze po drodze padniesz mi na zawał. - pogłaskał mnie po policzku i odjechaliśmy.
Prawie przez całą drogę nie odzywałam się ani słowem, ja, która w nerwach zawsze dostaje słowotoku. Czyli, że największe zdenerwowanie jeszcze nie nadeszło? Cudownie. Po dwóch godzinach dojechaliśmy do Warszawy, jednak kolejną godzinę zajęło nam przetransportowanie się do Śródmieścia, gdzie mieszkanie posiadali państwo Wrona.
                - Jesteśmy na miejscu. - oświadczył Andrzej, gdy zaparkował pod jedną z najpiękniejszych kamienic w okolicy.
                - Jak tutaj pięknie. - zachwyciłam się. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do windy, bowiem rodzice Andrzeja mieszkali na najwyższym piętrze.
Dojechaliśmy, a ja na chwiejących się nogach podeszłam do drzwi, a za nami szybko pojawiła się sympatyczna blondwłosa kobieta po 50.
               - Nareszcie jesteście! - ucieszyła się i... od razu przytuliła mnie do siebie. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać! Andrzej mi tyle o tobie opowiadał!
Co za kamień spadł mi z serca! Pani Teresa (bo tak nazywała się mama Andrzeja) okazała się tak sympatyczną i ciepłą osobą, że polubiłam ją z miejsca.
Po chwili z salonu wyłonił się zapewne tata Andrzeja.
               - Dzień dobry. Grzegorz. - podał mi rękę.
               - Amanda. Miło mi. - odwzajemniłam uścisk i uśmiech, który mi posłał.
Nerwy trochę puściły i poczułam się w domu Andrzeja całkiem swobodnie. Na początku może było troszeczkę drętwo, ale pani Teresa starała się rozluźnić atmosferę. Czyżby pierwsze koty za płoty?

-------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Strasznie Was przepraszam, że musiałyście tyle czekać i, że skończyłam w takim momencie, ale w sobotę pojawi się kolejna część, gdzie dowiecie się, jak potoczyła się wizyta u rodziców Andrzeja i jaką niespodziankę przygotował siatkarz dla swojej wybranki.
Z góry przepraszam wszystkie moje czytelniczki, które mogły poczuć się urażone, gdy napisałam o pewnym portalu :) Sama byłam jego wierną czytelniczką i jego pojawienie się tutaj jest tylko wątkiem humorystycznym :)

Jako, że mamy już Wigilię chciałabym życzyć Wam zdrowych, spokojnych, spędzonych z najbliższymi Świąt Bożego Narodzenia, dużo prezentów, smacznego jedzonka (żeby poszło w cycki!), dużo miłości (zarówno tym, które już mają swoją drugą połówkę, a tym, które nie mają znalezienia idealnego mężczyzny, np. jakiegoś siatkarza :D), szczęścia, żeby wena Was nie opuszczała, dużo ciekawych opowiadań do przeczytania i wszystkiego, czego dusza zapragnie! :*

Widziałyście już życzenia bożonarodzeniowe od chłopaków ze Skry?
Który z nich najbardziej przypadł Wam do gustu? Mi osobiście Srećko Lisinac i jego "Miłoooości" :)