poniedziałek, 16 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXIV - I could walk away, turn my back but I can't do that





"...kolejny miesiąc, a Ty? Ty już mnie potrafisz. wiesz kiedy usta pierzchną mi z zimna, a kiedy z braku Twego dotyku, kiedy spojrzenie jest spojrzeniem, a kiedy oddaniem zmysłów... 


Amanda
Po uzgodnieniu z mamą Andrzeja (tak, podkradłam jej nr z jego telefonu) postanowiłam zaprosić także jego kuzynów: Wiktora i Bartka. Ten pierwszy pojawił się sam, a drugi z nich przyprowadził ze sobą pewną blondynkę. Widziałam jak Andrzej zadrżał, gdy tylko ją zobaczył. Zastanawiało mnie, kim ona jest, ale wiedziałam, że i tak wszystko wyjdzie w trakcie.
Goście zaczęli składać Andrzejowi życzenia, a ja tylko stałam obok i uśmiechałam się. W końcu Ola wyciągnęła mnie stąd i zapoznała mnie i Wiki z dziewczynami i żonami innych siatkarzy. Wszystkie okazały się naprawdę sympatyczne. Kątem oka zauważyłam tylko jak tajemnicza blondynka rzuca się na szyję Andrzejowi. To pewnie tylko stara znajoma, pocieszałam się w myśli.
W końcu rozpoczęła się właściwa impreza.
                  - Jak się bawimy? - Andrzej objął mnie od tyłu, a ja odwróciłam się i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. On ujął mnie za rękę i wyciągnął na parkiet.
Gdy tańczyliśmy myślami wróciłam do chwili, kiedy się poznaliśmy. To naprawdę było coś niesamowitego. Ta piosenka i ten taniec pozostaną w mojej pamięci na zawsze. Ech, mówię, jakbyśmy mieli zaraz się rozstać.
Skupiłam się ponownie na tym, co jest między nami i, co nas łączy. Czułam jego bliskość i miłość do mnie. Andrzej nie wypuszczał mnie z objęć przez kilka piosenek.
                 - Idź do gości. - powiedziałam mu z uśmiechem.
                 - Ty jesteś moim najważniejszym gościem. - pocałował mnie.
                 - Andrzej... - zaśmiałam się tylko.
                 - No dobra, dobra. Idę.
Ja odnalazłam w tłumie Wiki i Maćka i przysiadłam się do nich. Andrzej natomiast już po 10 minutach wrócił po mnie.
                 - Chodź ze mną. - wziął mnie za rękę i poprowadził przez parkiet. Dotarliśmy do... stolika, gdzie siedział trener naszej reprezentacji.
                 - Stephane, pozwól, że ci przedstawię - Amanda, miłość mojego życia. - wow, wow, wow. Aż mi się zrobiło gorąco po tym stwierdzeniu Andrzeja.
                 - Bardzo mi miło cię poznać. - Stephane uścisnął moją dłoń. Usiedliśmy z nim i chwilę porozmawialiśmy, a potem Andrzej skierował się do reszty gości, a ja wróciłam do Wiki i Maćka.
W pewnym momencie zobaczyłam, że mój ukochany tańczy z tajemniczą blondynką. On pozostawał niewzruszony i studził jej zapędy, ale ona zachowywała się naprawdę dwuznacznie. Postanowiłam na razie nie reagować na to i skupiłam się na dobrej zabawie.

Andrzej
To było coś niesamowitego. Tylu moich znajomych, kumple z klubu i reprezentacji, a nawet Stephane. Amanda tak cudownie to wszystko zorganizowała. Ale nie mogłem też zapominać o roli mojego kumpla. Zdążyłem też zanotować, że pojawili się Wiktor i Bartek, a obok tego drugiego zauważyłem blondwłosą istotę. Zaraz... To była Milena! Co ona tu robiła do cholery?!
Nagle zobaczyłem, jak przede mną ustawia się ogromna kolejka. Jako pierwsi podeszli Kłos z Olą.
                      - No, bracie, dużo zdrowia, tzn. dużo seksu. - zaczął, a jego wybranka szturchnęła go łokciem. - Jeszcze więcej miłości i spełnienia marzeń.
Blondynka dołożyła od siebie życzenia zdobycia wielu siatkarskich pucharów i mnóstwa cierpliwości do Karola.
Potem nadszedł czas na resztę chłopaków z drużyny i reprezentacji. Amanda cały czas stała obok mnie, jednak później została porwaną przez Olę Kłosa.
Oniemiałem, gdy przede mną stanął Zbyszek Bartman. No cóż, nasze relacje nie były idealne.
                     - Andrzeju, pewnie się zastanawiasz, co tutaj robię. - zaczął. - Wiem, że niezbyt za sobą przepadaliśmy, ale chciałbym, żebyś wiedział, że życzę ci jak najlepiej.
Uściskaliśmy po kumpelsku, a on stwierdził jeszcze konspiracyjnie:
                     - Ale ta twoja nowa zdobycz - cud, miód i orzeszki. Wiesz, że lubię takie filigranowe brunetki? - uśmiechnął się znacząco, na co ja się tylko roześmiałem, bo narzeczona Zbyszka była wysoką blondynką.
Na końcu kolejki stali Bartek, Wiktor i... Milena.
                    - Andrzej, tak bardzo tęskniłam! - dziewczyna rzuciła mi się na szyję, a ja? Nie wiedziałem, co mam zrobić. Złożyła mi życzenia, a ja dałem tylko znać Bartkowi, że mamy do pogadania.
Potem wszystko potoczyło się szybko, zatańczyłem kilka razy z Amandą, zapoznałem ją ze Stephanem, a potem... Do tańca wyciągnęła mnie Milena.
Nie ogarniałem tej dziewczyny, kilka lat temu zostawiła mnie, a teraz co? Wraca?
Ona tymczasem wiła się wokół mnie, a ja nie bardzo wiedziałem, jak się zachować. Potem pamiętam tylko, że dużo wypiłem i w pewnym momencie moja świadomość się skończyła...

Wszechwiedzący narrator

Ola, Karol, Wiki i Maciek siedzieli przy jednym stoliku i swoim zwyczajem obserwowali co się dzieje i komentowali to.
                      - Karol, czy to jest właśnie TA Milena? - blondynka szturchnęła w bok swojego wybranka.
                      - Niestety tak. - odrzekł smutno Karol, wietrząc kłopoty. Wiedział, że pojawienie się dziewczyny w klubie nie wróżyło nic dobrego.
Po chwili do towarzystwa zawitała Amanda i przyjaciele szybko urwali temat.
                      - Dlaczego macie takie smutne miny? - zapytała. - Bawimy się! - wykrzyknęła i wyciągnęła dziewczyny na parkiet.         
Bawiła się, piła alkohol, dotrzymywała Andrzejowi towarzystwa. Jednym słowem: robiła wszystko jak należy.
A, że co kilka piosenek ta blondyna wyciągała Andrzeja do tańca, to już nie było takie istotne. W pewnym momencie poszła do toalety, gdy wróciła, sytuacja znowu się powtórzyła. Dziewczyna chyba jednak znacznie przesadziła z alkoholem, bowiem niewiele brakowało jej do tancerki erotycznej.



"...Z góry na dół jak z jedenastego piętra, Ty znasz to uczucie pękniętego serca..."
Karol siedzący przy stoliku, tylko kręcił nosem, widząc, co dzieje się na parkiecie. Wiedział, że to doprowadzi do wielkiej tragedii.

Ścieżka dźwiękowa cz.2
 
Andrzej
Obudziło mnie rażące światło. Odruchowo osłoniłem twarz rękoma. Patrzyłem w sufit i resztkami świadomości próbowałem przypomnieć sobie, co wydarzyło się wczoraj.
Po chwili zorientowałem się, że nie jestem w swoim łóżku. Spojrzałem w bok i momentalnie zerwałem się na równe nogi. Chyba zrobiłem to zbyt szybko, bo aż zobaczyłem ciemność przed oczami. Usiadłem i próbowałem przetrawić to wszystko.
Ok, obudziłem się w jakimś pokoju hotelowym. Wszystko byłoby ok, gdyby obok mnie nie spała... Milena! Czy zdradziłem Amandę? Boże, nie chciałem dopuścić do siebie takiej informacji.
W ekspresowym tempie założyłem na siebie ciuchy i popędziłem do swojego mieszkania. 
Miałem nadzieję, że zastanę tam Amandę i wszystko będzie się dało jakoś wytłumaczyć. Zdyszany dopadłem do drzwi. Pociągnąłem za klamkę, a w mieszkaniu panowała idealna cisza. Podświadomie wiedziałem, co to oznacza. Wykrzykiwałem jej imię i przetrząsnąłem wszystkie pomieszczenia, ale jej już tam nie było. Walizki też nie...
W nadziei sprawdziłem jeszcze telefon - zero nieodebranych połączeń, zero wiadomości.
Usiadłem przy stole w kuchni i schowałem twarz w dłoniach. Naprawdę chciało mi się płakać.
Coś przykuło moją uwagę - na stole leżała kartka. Było na niej napisane jedno zdanie, ale jakże bolesne.
                   - NIE!!! - wykrzyknąłem i zacząłem rzucać czym popadnie.
Moje mieszkanie zamieniło się w pobojowisko, a ja łkałem jak dziecko. Straciłem po raz kolejny najważniejszą osobę w moim życiu i to przez własną głupotę.
W końcu ogarnąłem się. Przecież jestem prawdziwym facetem, nie? Postanowiłem pójść do Kłosa.
Naciskałem przycisk od dzwonka jak oszalały.
                   - Co jest kurwa, pali się?! - zaspany Kłos otworzył mi drzwi. - Wrona... Jak ty wyglądasz?!
                   - Pewnie tak samo jak się czuję. - odparłem. - Mogę wejść?
                   - Jasne. - Karol zaprosił mnie do środka.
                   - Może wy wytłumaczycie mi, jakim cudem znalazłem się w jednym łóżku z Mileną? - zapytałem prosto z mostu.
                   - Co?! - Ola z wrażenie zapluła się kawą.
                   - O ja pierdolę. Znowu będziemy musieli ratować ci tyłek. - Kłos wcale mnie tym nie pocieszył. Ale wiedziałem, że moi przyjaciele nigdy mnie nie zostawią.

"...Po prostu, idź za nią, nie zastanawiaj się, przecież mówiłeś, że ją kochasz..."

"...A dzisiaj to wszystko po prostu mnie przerosło. i czuję się taka mała i mizerna że aż wstyd gdy pomyślę jaka wczoraj byłam silna..."

Amanda
Możecie mnie negatywnie oceniać, ale ja naprawdę nie miałam siły patrzeć na to. Nie chciałam jednak robić psuć Andrzejowi imprezy i postanowiłam skłamać, że boli mnie głowa i wracam do domu. 
Ta cizia w końcu odpuściła mojego ukochanemu i mogłam spokojnie podejść do niego. 
                   - Kochanie, trochę boli mnie głowa. Chyba już wrócę do domu. - oznajmiłam
                   - A może pojadę z tobą? - zaproponował. 
                   - No co ty. - wysiliłam się na uśmiech. - Musisz zostać. Przecież to twoja impreza.
                   - Ale napisz, jak dojedziesz, dobrze? - pocałował mnie w czoło, ale wyczułam od niego alkohol. Miał już trochę w czubie, ale stwierdziłam, że to jego impreza i może się wybawić. Nie wiedziałam jednak, że tak bardzo będę żałowała swojej decyzji.
Wróciłam do mieszkania Andrzeja ściągnęłam szpilki z obolałych nóg, wzięłam prysznic, zmyłam makijaż i momentalnie zasnęłam.
Obudziłam się sama w łóżku. Zaraz... Jak to sama?! Dlaczego Andrzeja ze mną nie było? W jednej chwili wszystko stało się jasne. W takich momentach kobieca intuicja jest niezawodna. 
Nie wrócił do domu z wiadomego powodu.
Po raz kolejny w życiu przegrałam z inną. Chyba takie już było moje przeznaczenie. Nawet nie miałam siły płakać.
Ogarnęłam się, spakowałam swoje rzeczy i postanowiłam jeszcze napisać siatkarzowi kilka słów. Wyrwałam z notesu kartkę, napisałam na niej tylko jedno zdanie: "Nie szukaj mnie." Wiedziałam, że zrozumie to aż za dobrze. 
Dalej jednak miałam złudną nadzieję, że Andrzej w końcu wejdzie do mieszkania i wszystko mi wytłumaczy. Tak się jednak nie stało.
Wyszłam z mieszkania zostawiając klucze pod wycieraczką i skierowałam się w stronę dworca. Postanowiłam pojechać do mojego azylu - domu rodzinnego. 
Przez całą długą drogę dzielnie się trzymałam, nie uroniłam ani jednej łzy.  
Drzwi otworzyła mi mama. Nie musiałam nic mówić, ona tylko spojrzała na mnie i już wiedziała, że coś jest nie tak.
                   - Córeczko... - szepnęła, a ja rzuciłam się jej w ramiona i zaczęłam płakać.

"...Wiesz czym różni się miłość od pomalowanych paznokci? Spójrz. Gdy pomalujesz paznokcie lakier po jakimś czasie zacznie odpryskiwać, ale nigdy nie zejdzie cały. Tak samo jest z miłością. Zdarzą się kłótnie, ale nigdy nie zniknie. - No tak. Ale lakier można zmyć zmywaczem. - No i tu jest różnica. Miłość nie znika, choćbyś pragnęła tego najbardziej na świecie, część niej zawsze będzie w Tobie tkwić, nie ważne, czy będziesz samotna, czy może pokochasz innego. Jakaś część "lakieru" na zawsze zakotwiczy się w Twoim sercu..."

--------------------------------------------------------------------
Jest pierwszy rozdział po powrocie :) Nie chcę mówić, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo najzwyczajniej w świecie tego nie wiem.
Rozdział dzisiejszy nie jest idealny, trochę wypadłam z wprawy i ciężko mi jest wrócić do dawnej formy, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą znacznie lepsze :)
Losy Amandy i Andrzeja po raz kolejny się pogmatwały. Andrzej przesadził z alkoholem i proszę. Stało się. Chociaż nikt jeszcze nie wie dokładnie co. Czy środkowy odnajdzie swoją ukochaną? Przekonacie się w następnym rozdziale :)
Zapraszam też na nowość na http://chaste-or-naughty.blogspot.com/ :)

piątek, 6 lutego 2015

Informacja nr 2

Żeby nie trzymać Was dłużej w niepewności informuję, że wena powoli wraca i nowy rozdział tutaj pojawi się 15 lub 16 lutego :)

Tymczasem zapraszam na pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania z Wojtkiem Włodarczykiem i Michałem Bąkiewiczem w rolach głównych :)
http://chaste-or-naughty.blogspot.com/