sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ XVII - And then it be completely shattered by one thing, by something so stupid

Ścieżka dźwiękowa cz.1 

Amanda
Nadszedł dzień imprezy. Cieszyłam się, że w końcu trochę się pobawię. Ostatnia huśtawka emocjonalna naprawdę wykończyła mnie psychicznie. Potrzebny był mi taki detoks. Cieszyłam się, ale... nie czułam podekscytowania, a na to liczyłam. Pogodziłam się z myślą, że będziemy tylko we dwie. Rozum mówił: "Idź, pobawisz się, odpoczniesz od tego wszystkiego. Faceci nie są ci potrzebni do dobrej zabawy.", a serce podpowiadało: "Szkoda, że nie będzie tam Andrzeja. Z nim ten wieczór byłby magiczny." Ja naprawdę za nim tęskniłam, ale wiedziałam, że nie możemy się spotkać. Sprawa ucichła, do dzisiaj nie wiedziałam kim jest ta osoba, która mi groziła. Zachodziłam w głowę, kto to mógł być. Podejrzewałam byłą dziewczynę Andrzeja, ale nie miałam nawet żadnego dojścia do niej. Wtedy nagle coś w środku mnie zbuntowało się. Dlaczego do cholery nie powiedziałam mu o tym?! Chciałam grać apostołkę dobroci i przez to zraniłam jego i siebie. Nie potrafiłam się z tym pogodzić i nawet Wiki pozostająca w związku z Maćkiem kojarzyła mi się z Andrzejem! Ok, na początku byłam pewna, że to Rafał, załatwiłam sprawę po swojemu, ale teraz, gdy na 99% wiedziałam, że za tymi groźbami stała była Andrzeja to ta sprawa dotyczyła bezpośrednio jego i to on powinien to jakoś rozwiązać. No brawo Amanda, w końcu zaczęłaś myśleć jak normalny człowiek! Ta myśl bardzo mnie podbudowała, jednak nie mówiłam nic o tym Wiki. Teraz tylko pytanie, co powie Andrzej, gdy wyznam mu prawdę i czy w ogóle będzie chciał się ze mną spotkać... Postanowiłam jutro zadzwonić do niego, ale dopiero po imprezie.
Udawałam, że cieszę się na tę imprezę, żeby trochę podnieść na duchu Wiki, która bardzo się mną przejmowała.
               - Zamierzam się dzisiaj nawalić. - oznajmiła moja przyjaciółka pudrując twarz, a ja zrobiłam wielkie oczy.
               - Naprawdę głupi żart. - skwitowałam.
               - Mówię serio. - oznajmiła śmiertelnie poważnie. - Każdemu należy się coś od życia.
               - Boże, Wiki, coś nie tak z Maćkiem? - zapytałam.
               - On... chyba trochę za bardzo się stara. Potrzebuję oddechu. - westchnęła, a mnie zamurowało. Taka piękna i dobrana para ma kłopoty? Naprawdę nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
               - Po prostu bardzo zależy mu na Tobie... - próbowałam bronić Maćka, a Wiki spiorunowała mnie wzrokiem.
               - Amy, istnieje zasadnicza różnica między troską a nadopiekuńczością. - oznajmiła i wróciła do malowania.
               - Ale...
               - Nie ma żadnego ale, nie chcę już o tym rozmawiać.
Posłusznie się zamknęłam i już nie wracałam do tego tematu. Poszłam do pokoju i przebrałam się w zestaw imprezowy. Gdy wyszłam na korytarz Wiki wybuchnęła śmiechem.
               - Coś nie tak? - zapytałam zdezorientowana.
               - Jaka pszczółka! - Wiki nie przestawała się śmiać. -Z daleka widać komu kibicujesz.
Spojrzałam na siebie i faktycznie, nieświadomie ubrałam się na żółto-czarno w klubowe barwy Skry.
               - To może ja się przebiorę? - skrzywiłam się.
               - Nie ma potrzeby, wyglądasz naprawdę przeuroczo. - uśmiechnęła się Wiki.
Ona sama zdecydowała się na taki zestaw. Ja w ostatniej chwili jeszcze zmieniłam torebkę i buty na czarne.

Andrzej
Cieszyłem się na tę imprezę. Podobała mi się perspektywa męskiego wieczoru. O naszych planach dowiedzieli się też dwaj Argentyńczycy i Kacper. Fajnie, nasza ekipa się powiększała.  
A Amanda? Dalej siedziała w moim sercu jak cierń. Sam byłem sobie winien, nic nie zrobiłem w kierunku pogodzenia się. Tęskniłem za nią strasznie. Brakowało mi naszych rozmów, naprawdę z nikim tak się nie rozumiałem. Postanowiłem, że w końcu zdobędę się na szczerą rozmowę z nią. Chciałem poprosić ją, żebyśmy mogli zostać przyjaciółmi, skoro nie moglibyśmy być nikim więcej... Miałem tylko nadzieję, że przynajmniej jest szczęśliwa z nim. Chociaż jak można być szczęśliwy z kimś, kto cię zdradził? Nie wiem.
Ubierałem się na imprezę, gdy dostałem od Kłosa sms: "Wronka, awaria. Olka uparła się, żeby jechać z nami." Odpisałem od razu: "Ok. Świat się nie zawali, gdy jedna z tych złych będzie z nami."
W końcu pachnący i elegancki wyszedłem z mieszkania, a przed blokiem czekał już na mnie Karollo.

Ścieżka dźwiękowa cz.2

Amanda
Wchodząc do klubu czułam dziwny niepokój. Dlaczego do cholery cały czas naiwnie wierzyłam, że chłopaki pojawią się na tej imprezie?! To było niedorzeczne.
Można sobie tylko wyobrazić moją minę (i Jego!), gdy w tym samym momencie spojrzeliśmy na siebie z Andrzejem! Co on tutaj robił?! No tak, pewnie to samo co ja. Szybko jednak odwrócił wzrok i bawił się w najlepsze z wianuszkiem fanek. Ja tylko z wyrzutem spojrzałam na Wiki.
               - Też cię kocham! - przesłała mi buziaka w powietrzu i podbiegła jak na skrzydłach do Maćka.
Nieśmiało podążyłam za nią i przywitałam się z resztą bełchatowskiej ekipy, a jak się okazało było ich całkiem sporo - Włodi, Kłos z dziewczyną, Facundo, Kacper i rozgrywający Nicolas.
               - Jak miło cię widzieć! - rozpromienił się na mój widok Wojtek i... pocałował mnie w policzek. - Czego się napijesz?
               - Poproszę Sex on the beach. - wyszczerzyłam się.
               - Już się robi, królowo! - Włodi pomknął w stronę baru.
               - Co ta ciota wyprawia?! - mruknął Karol złowrogo patrząc w stronę Andrzeja. - Hotki, hotki, wszędzie hotki!
               - Ciesz się, Kochanie, że masz swojego strażnika. - uśmiechnęła się słodko Ola.
               - Wrona też miał swoją strażniczkę, ale wtedy ktoś niepowołany się wpierdolił. - gdy to powiedział moje serce stanęło. Czyżby on wiedział, że ktoś mi groził?! Nieee, Andrzej na pewno powiedział mu, że "wróciłam" do Rafała. Jakby odczytując moje myśli, Kłos zwrócił się do mnie - Amanda, a gdzie twoja osoba towarzysząca?
               - Rafał ma imprezę firmową i na ten wieczór musieliśmy się rozdzielić. - uśmiechnęłam się słabo.
Wtedy wrócił Włodi z drinkiem dla mnie.
               - Bardzo proszę. - podał mi szklankę. - Wypij szybciutko, zaraz zabieram cię na parkiet.
Zabrałam się za sączenie drinka i cały czas obserwowałam Andrzeja, który dalej bawił się z fankami. Wiki tańczyła z Maćkiem i byli tak zaaferowani sobą, że stwierdziłam, że moja przyjaciółka oszukała mnie z tym kryzysem.
               - Już? - niecierpliwił się Włodi. - Zapomniałem dodać, że piękna pszczółka z ciebie.
W odpowiedzi tylko się zaśmiałam, odstawiłam pustą szklankę, a Wojtek wziął mnie za rękę i poprowadził na parkiet. Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam, co zabrzmiało w głośnikach. Starałam się na patrzeć na Andrzeja, tylko skupić się na dobrej zabawie. Włodi okazał się wspaniałym tancerzem, miał idealne poczucie rytmu. Wczułam się w muzykę i kręciłam biodrami, na których swoje dłonie trzymał Wojtek. Nasz taniec może i wyglądał dwuznacznie, ale nie dbałam o to.
Jednak mniej więcej w połowie piosenki zauważyłam Andrzeja kroczącego w naszą stronę i już wiedziałam co się stanie. Włodi szybko się ulotnił i na słowa "I can’t wait no more" poczułam ciepły dotyk dłoni Andrzeja. Tak bardzo mi go brakowało, aż łzy cisnęły mi się do oczu. Wtedy dopiero zaczął się prawdziwy taniec zmysłów. Wydawało mi się, że jesteśmy sami na parkiecie. Nic więcej nie liczyło się dla mnie. Czy wyglądaliśmy jak para stęsknionych kochanków? Pewnie tak. Chciałam, żeby ta piosenka się nie kończyła i modliłam się, żeby Andrzej pocałował mnie. Nie odzywaliśmy się ani słowem, spojrzenia i dotyk mówiły za nas. Gdy kawałek się skończył nie mogłam wytrzymać tych emocji i bez słowa wybiegłam na powietrze, żeby ochłonąć. Oparłam się o barierkę schodów prowadzących do klubu i głęboko oddychałam.
               - Dlaczego po raz kolejny mi uciekłaś?  - usłyszałam najpiękniejszy głos na świecie.
               - Ja... Musiałam wyjść na powietrze, ponieważ zrobiło mi się słabo. - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
               - Amanda... - Andrzej zbliżył się do mnie na tyle blisko, że nie dotykając go czułam ciepło jego ciała. - Od tamtego wydarzenia nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać. Chyba możemy zachowywać się jak normalni ludzie?
               - Oczywiście. - uśmiechnęłam się słabo i spojrzałam w te jego magiczne oczy. Przepadłam po raz kolejny. Patrzyłam w jego niebieskie tęczówki i nie potrafiłam przestać. Nagle postanowiłam, że to jest odpowiedni moment, żeby powiedzieć mu prawdę.
               - Muszę coś ci powiedzieć. - powiedzieliśmy jednocześnie.
               - No dobra, to może ty pierwszy. Ostatnio ja zaczęłam i wiadomo jak to się skończyło...
               - Nie wiem, czy jeszcze cię to interesuje, ale... wróciłem do mojej dziewczyny. - na te słowa pociemniało mi przed oczami. - Mam tylko nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwa. Tak dobrze się rozumieliśmy, myślę, że możemy zostać przyjaciółmi, co ty na to?
               - Tak, to znaczy nie! - wykrzyknęłam i zostawiłam osłupiałego Andrzeja wbiegając ponownie do klubu.

Andrzej
Dojechaliśmy do klubu, weszliśmy do środka, a mnie z miejsca porwała grupka fanek. Dobra, ok, postanowiłem trochę z nim potańczyć. W pewnym momencie myślałem, że mam przewidzenia - w zasięgu wzroku pojawiła się Amanda! Próbowałem ukryć mój szok i szybko odwróciłem wzrok, udając, że dalej bawię się z fankami. Starałem się nie zwracać uwagi, że ona tutaj jest, ale było to bardzo trudne do wykonania. Podszedłem do stolika, gdzie siedział Kłos i reszta chłopaków i przywitałem się z nimi.
                - Wronka, czy ty widzisz to samo co ja? - zagadał Karollo i skierował mój wzrok na parkiet, a tam... Amanda wiła się wokół Włodiego, czy tam on wokół niej. Nieważne!
               - O kurwa. - skomentowałem tylko.
               - I co? Będziesz tak na to patrzył? Idź tam i zrób porządek z towarzystwem! - Kłos uderzył mnie w plecy. - Jesteś prawdziwym facetem, Endrju!
               - Jestem prawdziwym facetem. - powtórzyłem do siebie nie spuszczając tej parki z oczu.
               - Pójdziesz tam i zrobisz porządek.
               - Pójdę tam i zrobię porządek.
               - No to dajesz! - Kłos wypchnął mnie na parkiet.
Odzyskałem fason i pewnie szedłem w ich stronę. Spojrzałem tylko złowrogo na Włodiego, a on bez słowa odsunął się. Najchętniej teraz wpiłbym się Amandzie w usta, ale wiedziałem, że nam nie wolno. Swoją drogą, ciekawe gdzie był teraz jej facet? Nie zastanawiałem się długo tylko podszedłem bardzo blisko niej i zaczęliśmy tańczyć. To było istne szaleństwo! Moje zmysły zwariowały czując jej ciało. Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Trzymałem ją w ramionach, ale wiedziałem, że nie jest i nie będzie moja. Niestety piosenka szybko się skończyła, a Amanda bardzo szybko oddaliła się ode mnie. Znalazłem ją dopiero na zewnątrz klubu.
               - Dlaczego po raz kolejny mi uciekłaś?  - zapytałem.
               - Ja... Musiałam wyjść na powietrze, ponieważ zrobiło mi się słabo. - odpowiedziała.
               - Amanda... - zacząłem, tak to był ten moment, kiedy musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić. - Od tamtego wydarzenia nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać. Chyba możemy zachowywać się jak normalni ludzie?
               - Oczywiście. - uśmiechnęła się i spojrzała mi w oczy. Patrzyliśmy na siebie tak jak dawniej. Ale nie, ona miała chłopaka. Nie mogłem dalej mieć nadziei i postanowiłem, że coś z tym zrobię.
               - Muszę coś ci powiedzieć. - powiedzieliśmy jednocześnie.
               - No dobra, to może ty pierwszy. Ostatnio ja zaczęłam i wiadomo jak to się skończyło... - stwierdziła Amanda
               - Nie wiem, czy jeszcze cię to interesuje, ale... wróciłem do mojej dziewczyny. - nie wiem jaki chochlik w mojej głowie kierował wtedy moim językiem, skoro to było kłamstwo! Ale stało się. Czy zrobiłem to ze złości, że Amanda wróciła do byłego? Chyba tak. - Mam tylko nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwa. Tak dobrze się rozumieliśmy, myślę, że możemy zostać przyjaciółmi, co ty na to?
               - Tak, to znaczy nie! - krzyknęła i zostawiła mnie samego przed klubem.
Miałem ochotę pieprznąć z rozpędu w ścianę. Co za chora sytuacja!

Wszechwiedzący narrator 
               - Kochanie, czy mnie oczy mylą, czy Andrzej w końcu pokazał, że ma jaja? - zapytał Kłos swoją dziewczynę.
               - Moim zdaniem wzrok masz dobry, a oni tańczą tak jakby była między nimi wielka miłość. - orzekła Ola. - Karol, a ty zdajesz sobie sprawę z tego, że dzisiaj kierujesz a ja piję?
Kłos zrobił wielkie oczy, ale grzecznie przytaknął. Podczas kilku poprzednich imprez już naraził się swojej dziewczynie wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu, a że w duecie Kłos-Wrona było już i tak za dużo problemów z kobietami, więc tym razem postanowił sobie odpuścić. Teraz cały czas obserwował swojego przyjaciela i podobało mu się to co widzi. Miał nadzieję, że ta dwójka nareszcie się pogodzi.
              - Co za włoska rodzina! Piosenka się skończyła, a Amanda wybiega z klubu. - skwitowała Ola.
              - Słoneczko, to tylko wstęp do pogodzenia się. Zobaczysz zaraz wrócą przytuleni do siebie. - jednak Kłos się mylił - Amanda wróciła sama, a Andrzej dopiero kilka minut po niej i... udawali, że się nie znają.
Przyjaciele jednak z większym zdumieniem patrzyli na wymienioną wyżej niewiastę, która jak było widać miała za cel upicie się. Wszyscy byli dorośli, więc nikt nikomu nie zwracał uwagi, jedynie Wiki zmartwiła się postawą przyjaciółki. Prosiła, żeby ta się ogarnęła, ale dziewczyna nie słuchała. Amanda miała w tym swoją kompankę - Olę, której wyczyny beznamiętnie obserwował jej chłopak. Karol wolał siedzieć cicho, ponieważ wiedział, że jego wybranka pod wpływem alkoholu przeważnie wytacza najcięższe działa i wyjawia jego najbardziej wstydliwe sekrety. Dbał tylko o to, żeby nie stała się jej krzywda. Również Amanda miała swojego cichego ochroniarza, a był nim Andrzej. Pilnował, żeby podejrzani panowie nie prosili jej do tańca.
W końcu ku uciesze wszystkich, dziewczyny wylądowały na kanapie i zaczęły ze sobą "rozmawiać".
              - Amanda, ale z ciebie zajebiiiista dziewcyna! - krzyknęła rozradowana Ola. - Dlaszego zostawiłaś naszego Anżejka?!
              - Cssssssi! - Amanda położyła palec na ustach. - Powiem ci coś Ola, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz!
              - Obiecuję! - Ola podniosła dwa palce na wysokość piersi.
              - Ja nie wróciłam do Rafała. Kocham tylko Anżejka. - po tych słowach obydwie dziewczyny jak na pstryknięcie palcem zapadły w głęboki sen.
Karol przysłuchujący się tej niezwykłej rozmowie oniemiał na słowa Amandy. Postanowił jednak na razie nie mówić o tym Andrzejowi, ponieważ i tak nie było z dziewczyną żadnego kontaktu.
Tymczasem Wiki została poproszona do tańca przez Nicolasa. Siatkarz wyraźnie zainteresowany blondynką nie chciał wypuścić jej z objęć przez pięć kolejnych piosenek, co bardzo nie podobało się jej chłopakowi.
              - Zaraz mu zajebię! - pieklił się Maciek.
              - Spokojnie Mazi, złość piękności szkodzi. - uspokajał go Kacper. - Brzydkim cię chciała, ale zobaczysz, brzydszego już nie zechce. Poza tym, daj dziewczynie trochę odetchnąć od siebie!
              - Ty, młody! Od kiedy ty jesteś taki mądry?! - Maciek zamiast się uspokoić tylko bardziej się denerwował.
              - Od zawsze, bracie, od zawsze. - kiwał głową Kacper.


Amanda 
Skierowałam się do baru, zamówiłam 4 kolejki kamikaze i zaczęła się prawdziwa zabawa. Z każdym kolejnym, wypitym drinkiem co raz słabiej trzymałam się na nogach. Jak przez mgłę pamiętam, że Wiki próbowała doprowadzić mnie do porządku. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, nawaliłam się i tyle. Pamiętam też, że nie wiem jakim cudem znalazłam się na kanapach, gdzie siedziała ekipa bełchatowska i zaczęłam zapewne bardzo inteligentną rozmowę z Olą, dziewczyną Kłosa. A co dalej? Ktoś wziął mnie na ręce, dotyk był mi dziwnie znajomy, ale byłam zbyt zamroczona alkoholem, żeby zorientować się kto to. Ten ktoś wyniósł mnie z klubu, wsadził do taksówki i... więcej grzechów nie pamiętam.

Andrzej
Nawet nie wiem jak określić późniejsze zachowanie Amandy w klubie. Może najkrócej - ona najzwyczajniej w świecie się upiła. W sumie takie coś może przydarzyć się każdemu.
Wiedziałem jednak, że to przeze mnie. Niepotrzebnie skłamałem, że wróciłem do Marleny. Musiałem to teraz jakoś odkręcić. Ale zaraz, Amanda też chciała mi coś powiedzieć. Może to, że już nie jest z tym bucem?! Nie wiem, miałem wtedy kompletną pustkę w głowie.
Postanowiłem tylko pilnować jej do końca imprezy. Cały czas miałem na nią oko, a gdy zobaczyłem, że zasnęła wziąłem ją na ręce, wyniosłem z klubu i odwiozłem do domu. Zdjąłem z niej ubranie i ułożyłem spać. Korzystając z okazji pocałowałem ją w czoło i pogładziłem po włosach.
Jako, że Wiki jeszcze nie wróciła sam ułożyłem się na kanapie w salonie i zasnąłem.

--------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? SKOMENTUJ!
Nareszcie jest wymęczony kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj jest i czeka na moje wypociny :)
Jak Wam się podobała impreza? Jesteście ciekawe co zrobi Amanda, gdy zobaczy śpiącego Andrzeja w salonie? Czy będzie zadowolona? Tego przekonacie się w kolejnym rozdziale :)
Przepraszam za tak długą przerwę, ale tak jak pisałam nie było to zależne ode mnie.  

piątek, 21 listopada 2014

ROZDZIAŁ XVI - So when the lights go down am I the only one?

Ścieżka dźwiękowa cz. 1 

Amanda
Nawet nie słyszałam, kiedy wróciła Wiktoria.
              - Boże, co Ci jest? - wykrzyknęła, gdy zastała mnie leżącą na dywanie. Podniosła mnie i oparła o kanapę.
              - Zostawiłam Andrzeja. - odparłam patrząc tępo w ścianę.
              - Amy, wyglądasz, jakbyś była jedną nogą w grobie. Połóż się do łóżka, sen to lekarstwo na wszystko.
              - Tak, oczywiście. - na wpół przytomna wstałam i skierowałam się do swojego pokoju. Nawet dałam radę przebrać się w piżamę. Zagrzebałam się pod kołdrę i co? I nic. Sen oczywiście nie zamierzał nadejść. Wolałabym płakać, krzyczeć, cokolwiek innego niż tępe patrzenie w sufit. Nie odczuwałam żadnych emocji. Totalna pustynia emocjonalna. Mogło wydawać się, że dusza gdzieś odfrunęła, a zostało tylko ciało. To chyba była śmierć, śmierć emocjonalna. Najgorszy stan z możliwych. Czułam się, jakbym była uwięziona w jakiejś skorupie. Tak bardzo chciałam z niej wyjść, zmuszałam się do płaczu, ale nie potrafiłam. Chciałam krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle. Próbowałam myśleć o Andrzeju i o tym, co on teraz czuje, ale też nie potrafiłam. Żadnych myśli, uczuć, tylko jedna wielka PUSTKA.
Zmęczona tą ciągłą walką ze sobą na szczęście dla siebie w końcu zasnęłam. Obudziłam się i dalej działo się to samo. Czułam się jakby ktoś zrobił mi pranie mózgu i pozbawił wszystkiego co ludzkie. Spokojnie, potrzeby fizjologiczne odczuwałam, ale na zaspokajaniu ich skupiały się zwierzęta. Czy przeszłam metamorfozę z człowieka w zwierzę? Ta myśl zmroziła mi krew w żyłach.
              - Wiki, ja nic nie czuję. - stwierdziłam ze stoickim spokojem wchodząc do kuchni.
              - Amy... - zobaczyłam jak po jej policzkach spływa kilka łez i zdarzył się cud - moje uczucia zaczynały wracać.
              - Przepraszam, tylko nie płacz.
              - Ja już nie potrafię tego wytrzymać. Jak można w przeciągu kilku tygodni tyle razy dostać po dupie?! - pyta moja przyjaciółka.         
              - Wiki, spokojnie, ja jeszcze żyję.
              - Wiesz, że niezależnie od tego jak pokierujesz swoim życiem będę dalej Twoją przyjaciółką? - pyta, a ja kiwam głową. Wiki w końcu uspokaja się i zaczyna temat Andrzeja - Opowiedz mi, co wydarzyło się wczoraj.
              - Zaprosiłam go na kolację, wszystko pięknie przygotowałam, sama nie wiem po co. W końcu powiedziałam mu, że nie możemy być razem.
              - I on przyjął to tak spokojnie, nie pytał o nic? - dopytuje.
              - Nie, bo od razu dodałam, że wróciłam do Rafała.
              - Czy Ciebie całkiem popieprzyło?! - wykrzykuje Wiki. - Jak mogłaś mu coś takiego powiedzieć?!
              - No a jak niby miałam się wytłumaczyć? - zapytałam. - "Andrzej nie możemy dłużej się spotykać, ktoś grozi, że zrobi Ci krzywdę."? To byłby jeszcze gorszy pomysł. By the way, Wiki, proszę, nie wygadaj się Maćkowi, że to było kłamstwo.
              - I co, mam go oszukiwać? - zdenerwowała się. - No tak czego się nie robi dla przyjaciół.
              - I jeszcze jedno: to nie Rafał mi groził.- dodałam, co, dziwnym trafem, nie zdziwiło mojej przyjaciółki...

Andrzej
Dni mijały powoli. Uniosłem się honorem i ani razu nie odezwałem się do Amandy. Tyle razy walczyłem sam ze sobą, żeby napisać, zadzwonić, ale za każdym razem honor wygrywał. To była jej decyzja, chciała wrócić do tego frajera. Ok, jej sprawa. Mi nic do tego. Szkoda tylko, że zdążyła tak rozkochać mnie w sobie. Nie potrafiłem przestać o niej myśleć, cały czas miałem jej obraz przed oczami. Chęć do życia nie wracała, jedynym sensem pozostała siatkówka. Poświęciłem się jej w pełni, na meczu z Jastrzębiem nawet dostałem statuetkę MVP.
Wykonywałem wszystko mechanicznie. Każdy dzień wyglądał podobnie: wstawałem, jechałem na trening, wracałem, robiłem w domu mało istotne rzeczy, kładłem się spać i tak od nowa. Nie byłem już tym samym Andrzejem, nie potrafiłem żartować tak jak dawniej. Było mi bardzo ciężko, ale musiałem żyć dalej. Czasami wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje, ale uznałem, że to tylko złudzenie.
Powiedziałem chłopakom, że Amanda zostawiła mnie dla byłego, a oni nie poruszali przy mnie jej tematu. Czasami wyciągnęli mnie na piwo czy kolejkę fify, ale ja zawsze byłem na wpół obecny.
Pewnego dnia Kłos będąc u mnie, nie wytrzymał:
              - Ja już tak dłużej nie mogę! - wykrzyknął, a ja otworzyłem oczy ze zdziwienia. - Nie możemy wiecznie unikać tego tematu! Możesz mi w końcu powiedzieć o co poszło z Amandą?
              - Ok, ten czas kiedyś musiał nadejść. - westchnąłem. - Mówiłem Ci, że zostawia mnie dla byłego. Nie wystarczyło?
              - I co? I ty jak taka ciota odpuściłeś?! - wrzasnął.
              - A co miałem zrobić? Honor, bracie, honor.
              - Czasami honor trzeba wsadzić sobie głęboko w tyłek. Wrona, idioto, przejrzyj na oczy w końcu. Od kilku tygodni snujesz się jak cień, nie ma z tobą prawie żadnego kontaktu i tak ma wyglądać twoje dalsze życie? Przecież tak cierpisz, a ja jako twój kumpel nie mogę już dłużej na to patrzeć. Zrób coś do cholery ze sobą!
              - Niby co?
              - Odezwij się do niej, wyślij ogromny bukiet kwiatów, nie wiem, cokolwiek! Pokaż jej po prostu, że o niej nie zapomniałeś.
              - Dobra, spoko, coś wymyślę. - zbyłem go, bo... i tak nie zamierzałem nic z tym zrobić.
              - A tak w ogóle to wybieramy się pojutrze na imprezę do Łodzi i ciebie też zabieramy ze sobą. - oznajmił.
              - "My", to znaczy kto?
              - Ja, Włodi i Muzaj.
              - Skoro Muzaj, to i Wiktoria, a jak Wiktoria to i Amanda ze swoim byłym, a teraz już obecnym. Nie, Kłosik, wybacz, ale ja się w to nie bawię.
              - No co Ty, Endrju. Całkowicie męski wieczór. 
              - Skoro tylko my we czterech to ok. - zgodziłem się.

Ścieżka dźwiękowa cz. 2

Wszechwiedzący narrator 
Ani Karol, ani Wiktoria nie puścili pary z ust i nie opowiedzieli swoim przyjaciołom co zrobili z Rafałem. Wiedzieli doskonale, że nie spotkałoby się to z ich aprobatą.
Tymczasem Rafał nieświadomy tego, że oficjalnie jest w związku z Amandą kontynuował swoją karierę. Ani myślał więcej się do niej odezwać, wiedział bowiem, że w przeciwnym wypadku czeka go kolejne sympatyczne spotkanie z "szaloną czwórką".

Amanda
Wiki na szczęście nie wygadała się, ale ten fakt i nie czynił mojego życia lepszym. Chyba po cichu chciałam, żeby jednak Andrzej dowiedział jaki był prawdziwy powód naszego rozstania, ale ja nie zamierzałam mu tego mówić.
Skupiłam się na nauce, przecież musiałam jakoś żyć dalej. Na pustyni emocjonalnej kilka razy spadł deszcz (czyt. trochę popłakałam), przynajmniej to mnie cieszyło. Dalej myślałam o Andrzeju i utwierdzałam się w przekonaniu, że zrobiłam dobrze, jego bezpieczeństwo było dla mnie najważniejsze. Zaczynam przyzwyczajać się do bólu, nawet czasami zdobywam się na uśmiech.
Pewnego dnia wracając z uczelni usłyszałam znajomy głos:
              - No, no, no! Kogo to moje piękne oczy widzą! - odwróciłam się i zobaczyłam zarażającą optymizmem twarz Wojtka Włodarczyka.
              - Oooo, cześć Wojtek. - nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. - Co tutaj robisz?
              - Wpadłem do Łodzi, ponieważ szukam idealnego prezentu na urodziny dla mojej mamy i dalej nie mam zielonego pojęcia co jej kupić. - rozłożył bezradnie ręce. - Ale skoro już trafiłem na ciebie to musiało być przeznaczenie! Dasz mi się wykorzystać?
              - Wojtek! - zaśmiałam się.
              - Oj nie w taki sposób, spokojnie. - uśmiechnął się. - Swoją drogą, głodnemu chleb na myśli.
              - Głodny głodnemu wypomni. - wypięłam język.
              - No tak, nie dość, że powala urodą, to jeszcze jak potrafi dogryzać. - skwitował. - Ja kapituluję.
              - Ok, ale zrozumiałam oczywiście o co chodzi. Chcesz, żebym Ci pomogła?
              - No tak, przyda się tutaj opinia kobieca. Ja jestem w tym kompletnie zielony, a nie chcę dać jej samych kwiatów jak co roku.
              - Myślę, że razem coś wybierzemy. - stwierdziłam. Co mi szkodziło mu pomóc?
              - Jesteś cudowna! Nawet nie wiem jak ci się odwdzięczę. - wykrzyknął rozradowany.
              - Kawa wystarczy. - puściłam mu oko i ruszyliśmy na podbój sklepów.
Trochę czasu zajęło nam znalezienie idealnego prezentu, ale w końcu się udało i Wojtek zdecydował się na przepiękny serwis do kawy. Co do przyjmującego, naprawdę nie dało się go nie lubić. Cały czas się uśmiechał, rzucał cięte riposty, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Bardzo fajnie nam się rozmawiało, nie brakowało tematów do rozmowy. Miał w sobie mnóstwo uroku osobistego. Roztaczał wokół siebie tak pozytywną aurę, że aż chciało się z nim przebywać.
              - A może uchylisz chociaż rąbka tajemnicy o sobie? - zagaił Włodi, gdy usiedliśmy w kawiarni i zamówiliśmy kawę. - Na razie pozostajesz dla mnie jedną wielką tajemnicą.
              - Może lepiej będzie jeżeli tak zostanie? - spytałam zalotnie.
              - Absolutnie się nie zgadzam! - Włodi energicznie pokręcił głową, a ja zaczęłam opowiadać o sobie, pomijając przy tym temat Andrzeja.
              - Chyba pora się zbierać. Jutro czeka mnie kolejny ciężki dzień. - stwierdził w końcu Wojtek.
              - Trening? - zapytałam.
              - I to jaki! Miguel nam nie odpuszcza, a liga pędzi jak szalona. Ale siatkówka to moja jedyna miłość. - stwierdził, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Wstyd się przyznać, ale po tym stwierdzeniu zrobiło mi się dziwnie gorąco, a przecież nie miałam ku temu powodów. - Oczywiście odwiozę Cię do domu.
Gdy podjechaliśmy pod mój blok zrobiło mi się dziwnie smutno. Tak dobrze nam się rozmawiało, że nie chciałam się z nim rozstawać.
              - Dziękuję za miłe popołudnie. - uśmiechnęłam się, gdy wysiedliśmy z samochodu.
              - To ja powinienem ci dziękować, ba, nawet całować po rękach za wyratowanie mnie z tej opresji. - Włodi jak zwykle był czarujący.
              - Zaraz się zawstydzę. - powiedziałam cicho.
              - Nie ma powodu. - wyszczerzył się. - To do zobaczenia. - stwierdził, po czym dodał - Niebawem.
Nie wiem dlaczego, ale znowu zrobiło mi się gorąco. W odpowiedzi tylko pomachałam mu i zniknęłam za drzwiami do klatki.
Powitała mnie Wiki:
              - Co ty taka rozradowana? - zaśmiała się.
              - Ja? Wydaje ci się. - unikałam jej wzroku, a ona dalej świdrowała mnie spojrzeniem. - No dobra, przypadkiem spotkałam Włodiego i pomogłam mu wybrać prezent dla mamy.
              - Fiu, fiu. Ładnie widzę. Mam nadzieję, że nie chcesz zepsuć relacji między bełchatowską trójcą. - pogroziła mi palcem.
              - No co ty, Wiki. Tylko mu pomogłam, nic więcej.
              - No ja myślę. A tak w ogóle zabieram cię pojutrze na imprezę. Tylko my dwie. Należy ci się, ktoś musi zarządzić koniec żałoby emocjonalnej. - oznajmiła.
Trochę zasmuciłam się na określenie "my dwie". Miałam nadzieję, że zaprosiła też chłopaków z Bełchatowa. Ale i tak się ucieszyłam. Wiki, miała rację - koniec żałoby emocjonalnej. Mój stan psychiczny był już dużo lepszy, chyba jednak czas leczy rany...

Wszechwiedzący narrator
Chyba nie trzeba dodawać, że tak naprawdę impreza była wspólnym pomysłem Wiki, Karola i Maćka? Oszukali swoich przyjaciół, ale zrobili to w dobrej wierze, ponieważ chcieli, żeby ta dwójka w końcu normalnie ze sobą porozmawiała. Impreza jednak nie do końca skończyła się tak jak się tego spodziewali...

---------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Jest i kolejny rozdział :) Następny pojawi się w niedzielę lub poniedziałek i będzie to kontynuacja tego rozdziału.
Co wydarzy się na imprezie? Tego dowiecie się już niedługo :)
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, których liczba przekroczyła 20000! Mam nadzieję, że niedługo będę świętować mały jubileusz :)

P.S. Zapraszam na gg do zadawania pytań. Nie gryzę! :) 51731772
             

niedziela, 16 listopada 2014

ROZDZIAŁ XV - Only know you love her when you let her go and you let her go

Ścieżka dźwiękowa cz.1 

Wszechwiedzący narrator
                - Zajebisty pomysł! - krzyknął podniecony Maciek. - Scena jak z filmu akcji! Włodi, skąd Ty masz takie pomysły?
                - Kiedyś zrobiliśmy kumplowi taki kawał, powiedział, że jeszcze nikt nie zrobił mu takiego numeru. - wyjaśnił Wojtek.
                - No dobra, a teraz strona techniczna. Dokąd go zabierzemy? - zapytał Karollo. - Myślę, że najlepiej do mnie. Mam taką wysoką lampę, powinna być odpowiednia.
                - Zgadzam się. - przytaknęła Wiktoria. - A więc tak: z tego co pamiętam Rafał kończy pracę o 17, a jego kancelaria mieści się na Fiołkowej 10. Pokażę Wam jak tam dojechać.
                - Ale Ty też weźmiesz z nami udział w akcji? - zapytał Maciek.
                - W sumie mogę. I tak nigdy nie lubiłam tego dupka. - stwierdziła Wiktoria.
                - Ok, tylko jest jeden problem - on może nas rozpoznać. - przypomniał Kłos.
                - Na to też mam rozwiązanie. - Włodi wyjął z plecaka cztery kominiarki na co wszyscy zrobili wielkie oczy. - No co? Stwierdziłem, że skoro Wronce coś grozi, to trzeba będzie kogoś nastraszyć, a takie rekwizyty zawsze się przydają.
                - No, no, nie poznaję Cię. - Karol poklepał go po ramieniu. - Jest 16.40, zbierajmy się.
Wyszli z kawiarni, wsiedli do samochodu i odjechali. O 16.55 stanęli pod budynkiem, gdzie mieściła się kancelaria. Założyli kominiarki i czekali cierpliwie na wyjście Rafała.
                - To on! - krzyknęła Wiki, a Maciek z Wojtkiem niewiele myśląc szybko wybiegli z samochodu i złapali elegancika w garniturze za ramiona.
                - Co jest do kurwy nędzy! - prawnik zaczął się szarpać, ale chłopcy byli silniejsi i wpakowali go do samochodu na tylne siedzenie.
                - Zasłońcie mu oczy. - zarządził Karollo.
                - Dokąd mnie zabieracie?! I kim do cholery jesteście?! - krzyczał Rafał.
                - Milczenie jest dla Ciebie najlepszym rozwiązaniem. - szepnął mu Maciek i prawnik posłusznie zamilkł.
W ciszy dojechali do Bełchatowa. Można tylko sobie wyobrazić jak zabawnie wyglądało trzech olbrzymów w kominiarkach i jedna niepozorna przestępczyni niższa od nich o głowę. Na szczęście Karol mieszkał na parterze i nikt ich nie zauważył. Wprowadzili więźnia siłą i posadzili na krześle.
                - Zdejmij mu opaskę. - rozkazał Karollo Maćkowi.
                - Co ja tutaj robię? Zrobię wszystko co zechcecie tylko błagam wypuśćcie mnie stąd!
                - Nie tak szybko, najpierw odpowiesz na kilka pytań. - oznajmił Karollo i zapalił lampkę, która oślepiała prawnika. - Imię i nazwisko, wiek, zawód, adres zamieszkania.
                - Rafał Wysocki. 26 lat. Aplikant w kancelarii notarialnej. Słowackiego 18/5, Łódź. - odpowiadał posłusznie Rafał.
                - Czy to Ty wysłałeś Amandzie Dąbrowskiej smsa z groźbą?
                - Co?! Jakiego smsa?! Ktoś grozi Amandzie?
                - Nie udawaj debila. Nie w smak było Ci, że znalazła sobie innego i zamierzałeś zrobić mu krzywdę, tak? - drążył Karol.
                - No co wy. Ja nigdy. Do cholery, jestem prawnikiem i wiem, co za to grozi! A na to co wy mi robicie też jest paragraf!
                - No, no, ty nas nie strasz, tylko odpowiadaj grzecznie na pytania. Lepiej będzie dla Ciebie jak się przyznasz.
                - Mam pomysł. - odezwał się Maciek i wyciągnął z plecaka pewien rekwizyt. - Może jakieś delikatne tortury?
Wszyscy porywacze zaczęli się śmiać jak głupi, tylko Rafałowi nie było do śmiechu, a wręcz przeciwnie - miał straszne łaskotki!
                - Skąd ty masz takie cuda w plecaku? - Włodi tarzał się ze śmiechu po dywanie.
                - Nie śmiejcie się. To piórko ma wartość sentymentalną. Kiedyś, jeszcze w gimnazjum znęcał się nad nami jeden frajer. Razem z kumplami w końcu złapaliśmy go i zabraliśmy na tortury. Ciota się posikała, a my mieliśmy spokój. - wyjaśnił Muzaj.
                - Ok, już się uspokajamy. - oznajmił Karol. - Zdejmij mu buty i skarpety.
Chłopaki zdjęli co trzeba, zapach był odstraszający, ale czego się nie robi, żeby uratować przyjaciela? Zaczęły się tortury. Rafał zwijał się, modląc się przy tym, żeby się nie posikać. Próbował wymachiwać nogami, ale Wojtek i Maciek mocno je trzymali. Krzyczał jak opętany, że to nie on. W końcu po kilku minutach Wiki zaczęła ich powstrzymywać.
                - Dajcie spokój, to nie on. - stwierdziła.
                - Wiktoria?! Co ty tu robisz? - oburzył się prawnik.
                - Próbuję ratować życie uczuciowe mojej przyjaciółki.
                - I cała akcja na marne. - zrezygnowany Maciek zdjął kominiarkę, a za nim reszta porywaczy.
                - Jesteś dupkiem, ale chyba jesteś za miękki na takie groźby. - Wiki zwróciła się do Rafała. - Mam nadzieję, że nie oskarżysz nas o porwanie.
                - Serdecznie pana przepraszamy. - Maciek otrzepał garnitur prawnikowi i pomógł wstać.
                - Dobra, fałszywy trop. Teraz trzeba go odstawić do Łodzi. Maciek, zajmiesz się tym? - zapytał Karollo.
Muzaj zgodził się i zabrał też Wiktorię.
                - Skoro nie on to kto? - zapytał Wojtek, gdy zostali sami z Karolem. - Psychicznie chora hotka?
                - Naprawdę nie mam pojęcia. - odpowiedział środkowy i wtedy zapaliła mu się czerwona lampka. - Marlena!           

Ścieżka dźwiękowa cz.2 

Andrzej
Po treningu szybko wróciłem do domu. Wziąłem prysznic, ubrałem się, założyłem nawet białą koszulę, w końcu czekała nas kolacja, nie zapomniałem też o zrobieniu fryzury. Musiałem wyglądać perfekcyjnie. Jeszcze tylko uśmiech do odbicia w lustrze i byłem gotowy do wyjścia.
Cieszyłem się jak dziecko, przez całą podróż podśpiewywałem pod nosem. Krótko mówiąc - energia mnie rozpierała z wiadomego powodu. Po drodze kupiłem jeszcze bukiet kwiatów. Nie chciałem tradycyjnych róż, a więc pani w kwiaciarni zrobiła bukiet z niezapominajek.
               - A wie Pan jakie jest ich znaczenie? - zapytała, a ja zaprzeczyłem. - Jeżeli dajemy komuś niezapominajki dajemy do zrozumienia, że cały czas pamiętamy o tej osobie i wyrażamy nadzieję, że będzie między nami coś więcej.
               - A więc będą to kwiaty idealne. - uśmiechnąłem się.
Dojechałem do Łodzi, zaparkowałem samochód i zadzwoniłem domofonem, dotarłem pod drzwi, wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem dzwonek. Amanda otworzyła i... wyglądała jak zwykle prześlicznie. Chociaż nie, teraz wyglądała podobnie jak wtedy gdy ją poznałem w klubie.
               - Hej. - uśmiechnęła się. - Wejdź proszę.
               - To dla Ciebie. - wręczyłem jej bukiet.
               - Ojej... Niezapominajki... Skąd wiedziałeś, że to moje ulubione kwiaty?
               - Nie wiedziałem. - wszedłem jej w słowo. - A podobno faceci nie mają intuicji... - zaśmiałem się.
Amanda skierowała mnie do salonu, gdzie wszystko było już przygotowane. Było tak... nastrojowo. Tak, to chyba odpowiednie określenie. Zapalone świece, panujący półmrok.
               - Mmmm, co tak ładnie pachnie? - zapytałem.
               - Łosoś z suszonymi pomidorami. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - spojrzała na mnie z nadzieją.
               - Na pewno. - uśmiechnąłem się. - Ale nawet nie zdążyliśmy się przywitać. - podszedłem do niej, wziąłem w ramiona i pocałowałem. Nie wiem jak ona to robiła, ale każdy pocałunek z nią to był totalny odlot. Mimo bolącego karku od schylania, ale to tak nawiasem mówiąc.
Oderwaliśmy się od siebie, Amanda wyjęła danie z piekarnika i zaczęliśmy jeść. W tle leciała nastrojowa muzyka. Gdy skończyliśmy postanowiłem zacząć temat naszego związku.
               - Amanda, ja... muszę Ci coś powiedzieć. - zacząłem.
               - Ja Tobie też. - oznajmiła i wtedy w tle usłyszałem piosenkę, przy której się poznaliśmy.
               - Ok, może Ty zacznij. - oświadczyłem.
               - A więc... Ja.... My... - Amandzie ciężko było to powiedzieć. - My nie możemy dłużej się spotykać. - powiedziała na jednym wydechu, a moje serce stanęło.
               - Możesz powtórzyć? - nie wierzyłem, że ona to powiedziała.
               - Andrzej, nie możemy się dłużej widywać.
               - Ale jak to? Przecież wszystko tak ładnie się rozwijało. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - oświadczyłem.
               - Ja... ja nic do ciebie nie czuję. - powiedziała, ale jej wzrok mówił całkiem co innego! - Ja wróciłam do Rafała.
               - Do gościa, który zostawił Cię dla innej? - wykrzyknąłem.
               - Nie krzycz proszę. - powiedziała ze łzami w oczach. - Tak będzie lepiej.
               - Nie, nie będzie lepiej. - wstałem. - Życzę Ci, żebyś się była szczęśliwa. - i wyszedłem.
Wszystko w środku mnie krzyczało, chciałem uzewnętrznić ten krzyk, ale nie mogłem. Nie, nie płakałem, w końcu chłopaki nie płaczą. Wracając do Bełchatowa jechałem bardzo szybko. Cud, że nie spowodowałem żadnego wypadku, ale teraz było mi wszystko jedno. Straciłem sens życia, co prawda została mi siatkówka, ale świat nigdy już nie będzie taki sam...

Amanda
 Przeglądałam jak szalona wszystkie blogi kulinarne w poszukiwaniu potrawy idealnej, w końcu stanęło na łososiu z suszonymi pomidorami. Robienie kolacji przynajmniej w niewielkim stopniu pozwalało zapomnieć mi po co zaprosiłam Andrzeja. Chciałam, żeby wszystko było perfekcyjne, ale i tak wiedziałam, jak się skończy. Przystroiłam stół, postawiłam świeczki, włączyłam nastrojową muzykę. Można by rzec, że szykowała się idealna romantyczna kolacja rodem z filmu.
Gdy łosoś się piekł, zajęłam się sobą - wykąpałam się, zrobiłam delikatny makijaż, pokręciłam włosy i zdecydowałam się założyć czerwoną rozkloszowaną spódniczkę i czarną mgiełkę. Im mniej minut zostawało do 19, tym bardziej moje serce biło. Cała się trzęsłam, już sama nie wiem z jakiego powodu. Chciałam to mieć już tylko za sobą.
Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi aż podskoczyłam. Pobiegłam otworzyć i moim oczom ukazał się Andrzej z bukietem... niezapominajek! Uwielbiałam te kwiaty i wiedziałam co znaczą, niestety... Zaprosiłam go do środka i skierowałam do salonu.
                - Co tak ładnie pachnie? - zapytał Andrzej.
                - Łosoś z suszonymi pomidorami. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - spojrzałam na niego wyczekująco.
                - Na pewno. - odparł. - Ale nawet zdążyliśmy się przywitać. - stwierdził, podszedł do mnie i pocałował. Pocałunek był delikatny, ale zarazem pełen czułości i... miłości? I zapewne było tym ostatnim. Przytuliłam mocno siatkarza jakbym chciała naprzytulać się na zapas.
Oderwaliśmy się od siebie, ja zajęłam się nakładaniem potrawy na talerze i zaczęliśmy jeść. Starałam się nie zachowywać dziwnie, panowałam nad sobą i nie zdradzałam choćby najmniejszym gestem co za chwilę chcę mu oznajmić.
               - Amanda, ja... muszę Ci coś powiedzieć. - zaczął Andrzej, a moje serce zamarło.
               - Ja Tobie też. - oznajmiłam i, jak na złość, w głośnikach zabrzmiało "Give me love". Tak, piosenka przy której tańczyliśmy w klubie.
               - Ok, może Ty zacznij. - oświadczył.
               - A więc... Ja.... My... - zaczęłam, ale te ostre jak brzytwa słowa nie mogły przejść mi przez gardło. - My nie możemy dłużej się spotykać. - wypaliłam szybko, a Andrzej zamarł.
               - Możesz powtórzyć? - poprosił.
               - Andrzej, nie możemy się dłużej widywać. - powtórzyłam, a po moich policzkach popłynęły łzy.
               - Ale jak to? Przecież wszystko tak ładnie się rozwijało. Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - zarządził, a ja wiedziałam, że muszę to zrobić.
               - Ja... ja nic do ciebie nie czuję. - spojrzałam mu w oczy. - Ja wróciłam do Rafała.
               - Do gościa, który zostawił Cię dla innej? -wrzasnął. Już wiem, że w sekundę stracił całą dobrą opinię o mnie. Ale teraz... liczyło się tylko jego bezpieczeństwo. Gdyby wiedział... Ale się nie dowie!
               - Nie krzycz proszę. - poprosiłam. - Tak będzie lepiej.
               - Nie, nie będzie lepiej. - wstał. - Życzę Ci, żebyś się była szczęśliwa. - i wyszedł.
"And all I want is the taste that your lips allow" - grzmiało w głośnikach, a ja zwijałam się z płaczu na podłodze... Resztkami świadomości napisałam jeszcze smsa do numeru, który mi groził "Zostawiłam go. Zadowolony?" i dostałam odpowiedź "Nie całkiem. P.S. Nie ta płeć Kochana.".

-----------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
A więc mamy kontynuację następnego rozdziału :)
Chciałam dodać, że w tworzeniu tej jak i poprzedniej notki pomagała mi moja przyjaciółka, która wniosła trochę świeżego spojrzenia na moje opowiadanie i dodała kilka swoich pomysłów :) Dziękuję! :)
Dziękuję też za liczne komentarze i wyświetlenia :) Cieszę, że mam już grono stałych czytelniczek :)

sobota, 15 listopada 2014

ROZDZIAŁ XIV - Show me how to fight for now and I'll tell you, baby, it was easy

 Ścieżka dźwiękowa cz. 1

Amanda
              - I co Ty możesz zrobić? - byłam kompletnie załamana. - Tyle samo co i ja, czyli nic. Mogłam się domyślić, że Rafał mi nie odpuści.
Wiki nic nie odpowiedziała, tylko poszła do łazienki. A ja? Nie miałam już siły płakać. Trudno jakoś sobie poradzę, chyba pora zostać zakonnicą. Ale dlaczego myślałam tylko o sobie? Przecież jeszcze musiałam poinformować Andrzeja, że nie możemy być razem. Zaraz, czy my już byliśmy razem? Nawet nie wiedziałam jak to nazwać. W każdym razie nie mogłam tak z dnia na dzień przestać się odzywać. Postanowiłam, że zaproszę go na wieczór i powiem, co mam powiedzieć. Ale to jest dorosły facet, nie przyjmie takiego tłumaczenia, że zostawiam go ot tak, a prawdy nie mogę mu wyjawić. Hmmm, nie pozostaje mi nic innego, jak skłamać, że wracam do Rafała. Fuuuuuj, niedobrze mi się robiło na samą myśl, ale Andrzej nie musi wiedzieć, że to kłamstwo. Tak, to musiało się udać. Dopiero teraz zorientowałam się, że mam 2 nieprzeczytane wiadomości od Andrzeja o treści co najmniej - dziwnej? Zrozumiałam jednak o co w nich chodzi i zdałam sobie sprawę, że tak łatwo mi z nim nie pójdzie....
Nawet nie zorientowałam się, że minęła godzina moich rozmyślań.
             - Idę do sklepu. Potrzebujesz coś? - zapytała Wiki. Zaprzeczyłam, a ona szybko wybiegła z mieszkania.
Poszłam do pokoju, zakopałam pod koc i zagłębiłam się w lekturę jednej z książek od Andrzeja. Po przeczytaniu 50 stron, przypomniało mi się, że miałam napisać do niego. "Cześć Andrzej :) Może zechciałbyś wpaść do mnie dzisiaj na kolację?", siatkarz momentalnie odpisał: "Oczywiście :D Już nie mogę się doczekać! Będę u Ciebie o 19." "Do zobaczenia :)", odpisałam tylko i zaniepokojona długą nieobecnością Wiki napisałam do niej. Moja przyjaciółka jednak uspokoiła mnie, że to Maciek zrobił jej teraz niespodziankę i jest z nim. Dobrze, że chociaż jej wszystko się układało...

Andrzej
           - Andrzej, sąsiad napisał mi sms, że zalało moje mieszkanie, muszę uciekać. - stwierdził nagle Karollo.
           - Poczekaj, może pojadę z tobą? - zaproponowałem.
           - Nie, dzięki Bracie, sam sobie poradzę. Zgadamy się jakoś. Narka. - i wyszedł.
Zostałem sam ze sobą i mogłem w końcu oddać się rozmyślaniom o Amandzie. Miałem nadzieję, że wybaczy mi te piękne wiadomości, które wczoraj jej wysłałem. Kurcze, trzeba było też jakoś uregulować nasz status. Czy my już byliśmy razem? Sam nie wiem. Spotykaliśmy się, wszystko fajnie, ale czy to już związek? Musiałem z nią o tym pogadać. Nagle dostałem od niej smsa z zaproszeniem na wieczór. Mmmm, zrobiło mi się miło i od razu się zgodziłem.
Nagle przypomniało mi się, że Miguel zarządził dzisiaj trening tylko dla części graczy, w tym dla mnie. Szybko zgarnąłem swoje rzeczy i mimo pulsującej cegły w miejscu głowy udałem się na halę.


Ścieżka dźwiękowa cz. 2 

Wszechwiedzący narrator
Karol szybko przetransportował się do mieszkania Maćka tylko dlatego, że mieszkał on jakieś 500m od Andrzeja. Wpadł jak poparzony:
             - Mów szybko, co się dzieje. - nawet nie przywitał się z kumplem.
             - Spokojnie Karollo, usiądź sobie, a ja zaraz Ci wszystko wyjaśnię. - uspokajał Maciek.
             - Czy ty jesteś normalny?! Jak ja mam siedzieć spokojnie, gdy Wronce grozi niebezpieczeństwo?! - zaperzył się Kłos.
             - To póki co dopiero jedna groźba. Najlepiej będzie, jeżeli teraz pojedziemy do Łodzi.
             - Do Łodzi? Ale po co?
             - Lepiej będzie jeżeli to Wiktoria wytłumaczy tobie i Włodiemu całą sytuację. - stwierdził Maciek i napisał do dziewczyny, że za godzinę wyszła przed blok.
             - A co Wiktoria ma do niebezpieczeństwa grożącemu Andrzejowi?
             - Oj Karollo, ale z ciebie CKM. - Maciek zrobił facepalma.
             - Jaki CKM?! Wypraszam sobie, nie odczuwam potrzeby czytania takich czasopism. - oburzył się siatkarz.
             - CKM - Ciężko Kapująca Mózgownica. - wyjaśnił powoli Muzaj. - A co do zagrożenia, to Amanda dostała smsa, że jeżeli nie zostawi Andrzeja, to ktoś zrobi mu krzywdę.
             - Aaaaa. - pokiwał głową Karol. - Teraz czaję. No to zbierajmy się, liczy się każda sekunda. - zwarty i gotowy Karol wstał i rzucił się do wyjścia.
             - Zaczekaj! Nie zrobiłem fryzury! Jak w takim stanie zobaczy mnie Wiktoria?! - chlipnął bezradny Maciek. Nie pozostawało mu nic innego jak dogonić przyjaciela.
Dobiegli do samochodu Karola.
             - Ty prowadzisz, bo my wczoraj trochę sobie popiliśmy z Wroną i nie czuję się na siłach. - rzucił kluczyki zdezorientowanemu Maćkowi.
             - Ja?! Ale jak to? Mogę? - zamrugał oczami.
             - Wyjątkowa sytuacja wymaga niestandardowych rozwiązań. - wyjaśnił Karol.
Maciek nie protestował, tylko szybko wsiadł do wypucowanego cacka. Z wielką nabożnością dotykał dotykał kierownicy, skrzyni biegów i deski rozdzielczej. W końcu delikatnie odpalił.
             - Mrrrrr, jaki cudowny odgłos. - zamruczał zachwycony.
             - Bez takich. Ruszamy. - zarządził Kłos i odjechali zabierając pod drodze Włodiego, który, o dziwo, nie zadawał zbędnych pytań.
Maciek okazał się całkiem niezłym kierowcą, tak więc Karolowi spadł kamień z serca. Nie pokazywał tego po sobie, ale przez całą drogę strasznie bał się o swój skarb. Na szczęście Bełchatów dzieliła od Łodzi niecała godzina drogi, tak więc szybko dojechali pod blok dziewczyn.
             - Szybko, odjeżdżaj. - Wiki jak szalona wparowała do samochodu. - Powiedziałam Amandzie, że idę do sklepu.
             - A kto się ze mną przywita? - obruszył się Maciek.
             - Cześć Maciuś. Cześć chłopaki. - Wiki uśmiechnęła się. - Będziemy tutaj rozmawiać?
             - No co Ty Wiktoria, za kogo Ty nas masz? - Karol dumnie uniósł głowę. - Stać nas, żeby postawić ci chociaż kawę.
             - I nie tylko. - tajemniczo uśmiechnął się Maciek. - Szmaragdy i diamenty chciałbym ci daaaaać! - zanucił, Wiki poczerwieniała, a chłopcy zaczęli protestować.
            - Muzaj, błagam, tylko nie twoje wycie! - wrzasnął Włodi.
            - To jeszcze nic. - stwierdził Maciek. - Żałujcie, że nie słyszeliście jak śpiewałem Wronce kołysankę.
            - To wy spaliście ze sobą!? - Wojtek zrobił wielkie oczy.
            - Tak się złożyło, że wylądowaliśmy na jednej kanapie w mieszkaniu dziewczyn, ponieważ dziwnym trafem zepsuły nam się obu samochody. - westchnął, a Karol zrobił się dziwnie milczący.
            - I ta kanapa przetrwała? - nie dowierzał Włodi.
            - Tak, pozostała w stanie nienaruszonym. - zaśmiała się Wiki. - O Maciek, zatrzymaj się, tutaj jest całkiem niezła kawiarnia.
Weszli do środka (najpierw jednak Maciek wyściskał i wycałował Wiktorię, w końcu nie widział jej jakieś 24h!), zajęli miejsca i zamówili ciepłe napoje.
            - Ok, to może ja zacznę wam wszystko wyjaśniać. W końcu po to się tutaj zebraliśmy. Mianowicie wczoraj wieczorem Amanda dostała smsa o treści: "Jeżeli nie zostawisz tego skurwysyna zrobię mu krzywdę." Podejrzewam, a nawet jestem tego pewna, że zrobił to jej były.
            - No dobrze, a coś więcej o tym frajerze? - zapytał Karol.
            - Hmmm, nazywa się Rafał, pracuje w kancelarii notarialnej, a i zostawił niedawno Amandę oświadczając, że będzie miał dziecko z inną.
            - Co za kawał chuja! - wyrwało się Włodiemu.
            - Wojtek, trochę kultury przy damie! - oburzył się Maciek.
            - Ja tylko stwierdzam fakty. - oświadczył siatkarz.
            - No ok, chłopaki, a więc musimy go trochę przestraszyć. - stwierdził Karollo. - Jakieś pomysły?
            - Ja mam genialny pomysł! - krzyknął Włodi i zaczął wprowadzać resztę w swój niecny plan.

------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Rozdział może nie powala długością, ale jest pierwsza część dłuższego, którego druga część pojawi się już jutro :)
Bardzo dziękuję za liczne komentarze i wyświetlenia :)

I już jutro dowiecie się jak przyjaciele rozwiążą kłopot Amandy i Andrzeja, a także jak zareaguje siatkarz, gdy dziewczyna oznajmi mu, że nie mogą być razem...         
            

sobota, 8 listopada 2014

ROZDZIAŁ XIII - If there's love just feel it and if there's life we'll see it

Ścieżka dźwiękowa

Andrzej
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, obudziły mnie promienie słońca, tak to musiał być kolejny piękny dzień, w końcu obudziłem się u boku Amandy. I wtedy uświadomiłem sobie, co zrobiłem wczoraj wieczorem. "Debilu, to dużo za wcześnie." - karcił mnie Zdrowy Rozsądek. " Bardzo dobrze, że to powiedziałeś. Uczuć nie należy ukrywać." - pocieszało Serce. " Taaa, przynajmniej możesz mieć nadzieję, że nie będzie tego pamiętała." - przedrzeźniał Zdrowy Rozsądek. W każdym razie mleko się rozlało. Zadziałałem pod wpływem chwili - trudno, teraz muszę ponieść tego konsekwencje. Ale, ale! Przecież Amanda to odwzajemniła. Co prawda, mało świadomie, ale mogę mieć nadzieję. Postanowiłem nie zaczynać tego tematu. No bo i jak? Miałem ją zapytać: "Amanda, słyszałaś jak wczoraj wyznałem Ci miłość? A nie wiem, czy wiesz ale odwzajemniłaś to."? Przecież to byłaby totalna żenada. Na pewno szynko uciekłaby stąd. Pochyliłem się nad nią i delikatnie pocałowałem w policzek.
              - Dzień dobry. - uśmiechnęła się. - Jak się Panu spało? Mam nadzieję, że nie pobiłam Cię w nocy. - spojrzałem na nią pytająco. - Aha, więc nie uprzedzałam Cię, że potrafię w nocy kopać i szaleńczo wymachiwać moimi kończynami? Ups, będziesz miał przestrogę na przy... - nie dokończyła. Więc co? Miało nie być następnego razu?! Przemilczałem to jednak. - W każdym razie dobrze, że obyło się bez przykrej niespodzianki.
              - Spokojnie. - zaśmiałem się. - I tak nic nie przebije spania na jednym łóżku z Muzajem. To jest dopiero ostra jazda. A do Twojego kopania myślę, że mógłbym się przyzwyczaić. - stwierdziłem, a Amanda poczerwieniała aż po czubki uszu.
              - Chyba pora wstawać. - stwierdziła, wstała i spojrzała na mnie z wyrzutem biorąc się pod boki. - No na czekasz? Na śniadanie do łóżka?
              - Jesteś przepiękna. - nie mogłem się powstrzymać, ponieważ Amanda rzeczywiście wyglądała cudownie - włosy w nieładzie, moja koszulka, która była dla niej jak sukienka i ten zawadiacki uśmiech.
             - Phi, lizus. I tak Ci to nic nie da. - oznajmiła. - Kto pierwszy do łazienki! - i ruszyła w kierunku drzwi.
             - Nie tak szybko. - wyłoniłem się spod kołdry i złapałem ją w pasie. - Żadne z nas nie będzie pierwsze. - oznajmiłem i... Zacząłem ją całować. Złapałem Amandę za pośladki i podniosłem do góry przyciskając do ściany, a ona objęła mnie nogami w pasie. Całowaliśmy się jak szaleni. Amanda wplątała palce w moje włosy, a ja w pewnym momencie włożyłem jedną rękę pod jej koszulkę. Na początku gładziłem tylko jej plecy, a potem dotknąłem jej biustu. Miała cudowne, mieszcące się w dłoni piersi. Amanda jęknęła, a ja szybko oprzytomniałem.
              - To jeszcze nie pora, prawda? - zapytałem dalej trzymając ją w górze.
              - Masz rację. - przytaknęła. - Dziękuję Ci.
              - Za co?  -zapytałem zdziwiony.
              - Za to, że nie chcesz mnie tylko przelecieć. - odparła prosto z mostu.
              - Amanda, ja...
              - Ciiii... Nic nie mów. - zamknęła mi usta pocałunkiem.
I znowu zaczęliśmy się całować. W końcu oderwałem się od niej, nie chciałem, żeby przeze mnie spóźniła się na zajęcia.
              - Tak, wiem - śniadanie. - kiwnęła głową.
Postawiłem ją na podłogę i skierowałem się do kuchni.
Zrobiłem śniadanie, rozłożyłem sztućce i naczynia, nalałem kawy do filiżanek. Wszystko wyglądało tak ładnie, że aż prosiło się o zrobienie zdjęcia. Cyknąłem więc fotkę i niewiele myśląc wstawiłem na instagrama nie używając żadnego tagu, co było do mnie niepodobne. Spodziewałem się burzy w internecie, oczywiście nie oznaczyłem Amandy, nie wiem nawet czy ona ma konto w tej aplikacji.
              - Mmm... Jak pięknie to wszystko przyszykowałeś. - uśmiechnęła się.
              - Starałem się. Dla Ciebie. - odpowiedziałem, Amanda tylko się zarumieniła.
Zjedliśmy śniadanie, rozmawiając w międzyczasie o głupotach, żadne z nas nie zaczynało tematu uczuć, ani tego co wydarzyło się między nami. Ten poranek był tak przyjemny, że aż chciałbym, że wszystkie kolejne poranki wyglądały tak samo. Czułem między nami ogromną więź. Znaliśmy się krótko, ale wiedziałem, że mogę porozmawiać z nią o wszystkim.
Po skończeniu śniadanie szybko się ogarnąłem i wyszliśmy z mieszkania. Szybko dojechaliśmy pod blok Amandy. Wysiadłem szybko i otworzyłem jej drzwi.
              - Bardzo dziękuję za odwiezienie i... za wszystko. - powiedziała.
              - To była sama przyjemność. - odpowiedziałem i pocałowałem ją. - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
              - Jeżeli tylko zechcesz. - odpowiedziała i... odeszła machając mi na pożegnanie.

Wszechwiedzący narrator
Amanda i Andrzej żegnali się jak najprawdziwsi kochankowie. Biedni, nie zdawali sobie sprawy, że kilkadziesiąt metrów dalej ktoś siedzi w samochodzie i patrzy na nich.
              - Ale gołąbki! - mruknął tajemniczy obserwator. - Muszę to jakoś ukrócić. - i odjechał.

Amanda
Poczułam delikatne kłucie brody na moim policzku i czyjeś usta. Wnet uświadomiłam sobie, że już po raz drugi budzę się u boku Andrzeja.
              - Dzień dobry. - uśmiechnęłam się. Taka pobudka była bardzo miła. - Jak się Panu spało? Mam nadzieję, że nie pobiłam Cię w nocy. - Andrzej popatrzył na mnie ze zdziwieniem na te słowa. - Aha, więc nie uprzedzałam Cię, że potrafię w nocy kopać i szaleńczo wymachiwać moimi kończynami? Ups, będziesz miał przestrogę na przy... - i wtedy ugryzłam się w język. Skąd mogłam wiedzieć, że będzie ten kolejny raz? - W każdym razie dobrze, że obyło się bez przykrej niespodzianki.
              - Spokojnie. - zaśmiał się siatkarz. - I tak nic nie przebije spania na jednym łóżku z Muzajem. To jest dopiero ostra jazda. A do Twojego kopania myślę, że mógłbym się przyzwyczaić. - oznajmił, a ja poczerwieniałam jak nastolatka.
              - Chyba pora wstawać. - wstałam i wzięłam się pod boki. - No na czekasz? Na śniadanie do łóżka?
              - Jesteś przepiękna. - powiedział Andrzej i znowu uśmiechnął się w TEN sposób. To chore, ale on naprawdę kwalifikował się do gwałtu! Ciekawe czy by się bronił?
             - Phi, lizus. I tak Ci to nic nie da. - prychnęłam. - Kto pierwszy do łazienki! - i ruszyłam w kierunku drzwi.
             - Nie tak szybko. - Andrzej szybko się podniósł i złapał mnie w pasie. - Żadne z nas nie będzie pierwsze. - oznajmił i... zaczął mnie całować. Złapał mnie za pośladki i podniósł do góry. Miał takie cudowne silne dłonie, które tak męsko trzymały za moją niemałą pupę. Odruchowo oplotłam go nogami w pasie. Tak dzieliły nas tylko moje koronkowe majteczki i jego bokserki, w których było coś bardzo twardego. Wplotłam palce w jego włosy- miękkie i takie gęste. Jak my się całowaliśmy - namiętnie, zachłannie, a wręcz dziko! To było coś niesamowitego. Jakby tego było mało Andrzej włożył dłoń pod moją(jego) koszulkę. Najpierw wodził po moich plecach, a potem dotknął moich piersi. Mimowolnie jęknęłam, ale już miałam go powstrzymać, ponieważ wiedziałam do czego to doprowadzi, gdy Andrzej sam oprzytomniał.
              - To jeszcze nie pora, prawda? - zapytał.
              - Masz rację. - kiwnęłam głową. - Dziękuję Ci.
              - Za co?  - zdziwił się
              - Za to, że nie chcesz mnie tylko przelecieć. - odparowałam. Bałam się, że gdy już spędzimy ze sobą noc, wszystko się skończy.
              - Amanda, ja... - zaczął, ale ja chyba nie chciałam słyszeć prawdy.
              - Ciiii... Nic nie mów. - pocałowałam go.
I znowu zaczęliśmy się całować. W pewnym momencie Andrzej oderwał się ode mnie.
              - Tak, wiem - śniadanie. - stwierdziłam trochę zawiedziona, że to już się skończyło.
Andrzej poszedł do kuchni, a ja skierowałam się do łazienki. Przemyłam twarz wodą i spojrzałam w lustro i wtedy coś mi się przypomniało!
              - O cholera! - powiedziałam do siebie. - Czy mi się wydawało, czy Andrzej wczoraj powiedział, że mnie kocha?! Nieee, pewnie to mi się tylko przyśniło.
Ale! Był taki czuły wobec mnie, nie naciskał na seks, pozostało mi mieć nadzieję, że kiedyś w końcu mi to powie. Ogarnęłam się, ubrałam i wyszłam do kuchni.
              - Mmm... Jak pięknie to wszystko przyszykowałeś. - stwierdziłam zachwycona. Andrzej miał też zdolności kulinarne!
              - Starałem się. Dla Ciebie. - oznajmił, a ja znowu spaliłam buraka. Czy mi się wydaje, czy on faktycznie okazywał mi swoje zainteresowanie? Nie powiem, przy nim cały czas czułam motyle w brzuchu, a gdy mówił do mnie w taki sposób, żołądek zamieniał się miejscem z jelitami, a serce z gardłem.
Podczas śniadania po raz kolejny tak przyjemnie nam się rozmawiało. Co chwilę wybuchałam śmiechem. Andrzej szybko ogarnął się i ruszyliśmy w stronę Łodzi. Gdy już podjechaliśmy pod mój blok siatkarz otworzył mi drzwi.
              - Bardzo dziękuję za odwiezienie i... za wszystko. - powiedziałam. To był kolejny najpiękniejszy dzień w moim życiu, ale trzeba było się już pożegnać.
              - To była sama przyjemność. - odpowiedział i pocałował mnie. Tym razem trochę inaczej - niesamowicie czule i delikatnie, jego pocałunek był pełen... miłości?! Dlaczego to znowu przychodzi mi do głowy? - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
              - Jeżeli tylko zechcesz. - odpowiedziałam i pomachałam mu na pożegnanie.

Andrzej
Gdy Amanda zniknęła za drzwiami zrobiło mi się naprawdę przykro i... pusto? Wnosiła tyle radości w moje życie jak żadna inna dziewczyna wcześniej. Teraz wiedziałem co czuje Muzaj w związku z Wiktorią. Faktycznie, miłość albo jest albo jej nie ma. Chciałbym, żeby wyszło z tego coś poważnego, ciekawe czy ona też będzie tego chciała.
Nie miałem jednak czasu, żeby więcej o tym myśleć, ponieważ musiałem wracać szybko do Bełchatowa na trening.
             - Cześć chłopaki! - wpadłem jak burza do szatni.
             - Oooo nasz lovelasik prawie się spóźnił. - stwierdził trochę wrednie Wojtek. Spojrzałem na niego złowrogo, a on od razu uniósł ręce w geście obronnym. - Ok, ok. Swoją drogą, zapytaj swojej laski czy nie ma przypadkiem siostry bliźniaczki.
             - Może coś da się załatwić. - uśmiechnąłem się. W końcu wrócił prawdziwy Włodi, jemu chyba też dokuczała samotność.
             - Oj Andrzejku, Andrzejku nie podoba mi się Twoje nowe zdjęcie na insta. Myślałem, że wspólne śniadanka z Tobą to tylko moja domena! Jestem zazdrosny!
             - O moje śniadanie z Wiktorią nikt nie był zazdrosny. - chlipnął Muzaj.
             - Nie martw się, Maciu. Ja mogę być zazdrosny - Kacper poklepał go po plecach. - A właśnie opowiedz mi o tej swojej nowej zdobyczy. - stwierdził, a Muzaj momentalnie się ożywił i zaczął mówić o Wiki i, daję słowo, jego źrenice zamieniły się w serca.
             - Karollo, słuchaj chciałbym pogadać. - oznajmiłem.
             - Terapia psychiatryczna wieczorem przy "coca-coli"? - zapytał.
             - Może być. Przyda mi się trochę ucieczki od rzeczywistości.
             - To o 20 będę u Ciebie. - stwierdził.
Trening minął mi dosyć szybko, dawałem z siebie naprawdę wszystko, mimo, że wiedziałem, że i tak wystąpię pojutrze na meczu z Jastrzębiem.
W domu miałem nareszcie trochę czasu dla siebie i nadrobiłem zaległości serialowe. O 20 usłyszałem dzwonek do drzwi.
            - Jak zawsze punktualny. - przywitałem Kłosa.
            - Wronka, Ty mnie tu nie bajeruj, tylko kładź się na kozetkę i opowiadaj wszystko. A, byłbym zapomniał. - wyciągnął 0,7 spod kurtki.
Wyjąłem kieliszki, Karol rozlał.
            - To co 3 kielonki na rozgrzewkę? - zapytał, a ja przytaknąłem. Wypiliśmy 3 kolejki i mogliśmy zacząć normalnie gadać.
            - Wiem o co chcesz zapytać. Tak, Amanda spała u mnie, nie, nie przeleciałem jej.
            - No brawo Endrju! Nareszcie jakieś postępy. Więc w czym problem? - zapytał.
            - Powiedziałem jej, że ją kocham. - oznajmiłem wcześniej głośno połykając ślinę.
            - Cooooooo?! - oczy Karola prawie wyszły z orbit. - No, no Wronka niezłe tempo.
            - Ale to nie tak. To była chwila. Wyrwało mi się i koniec. Mam 2 wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Od której zacząć?
            - Od tej dobrej.
            - A więc Amanda to odwzajemniła. - wtedy Karol uśmiechnął się szeroko i zrelaksował. - A zła: ona chyba powiedziała to przez sen. - tym razem Kłos zrobił facepalma.
            - Nie no gościu, niezłe bagno. Ale nie martw się, niezawodny Karollo wyciągnie Cię z niego.
            - Ciekawe jak?
            - Mam super pomysł. Musimy zapoznać Amandę z moją Olą. Wiesz, kobieta z kobiety wszystko wyciągnie. A Ty - masz się o nią starać CAŁY CZAS! - powiedział dobitnie. - A teraz przyjacielu napijmy się.
Zawartość butelki zniknęła w przerażającym tempie i stan nas obu nie był nawet zadowalający. Pod wpływem zapomniałem o życiowej zasadzie "Pijesz? - Nie pisz!" i gdy tylko telefon wpadł w moje ręce zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nawet nie wiem, kiedy urwał mi się film.
Obudziłem się czując czyjeś ręce obejmujące moją szyję. Ale zaraz to nie były ręce Amandy, po chwili usłyszałem:
           - Kochanie, poproszę śniadanie do łóżka. - zaraz potem krzyk. - AAAAAA! - równocześnie zerwaliśmy się z Kłosem na równe nogi.
           - Co Ty do cholery myślałeś, że ja to Ola?! - wrzasnąłem.
           - Endrju, myślisz, że my ten tego? - zapytał płaczliwie licząc na to, że zaprzeczę.
           - Fuuuuuuuj. - splunąłem. - Kłos, jesteś obrzydliwy.
           - Czy tylko ja czuję się, jakbym miał cegłę zamiast głowy?
           - Chyba pustak. - stwierdziłem. - Przesadziliśmy wczoraj. Zaraz, gdzie mój telefon?! - szybko rzuciłem się po niego, a lista wysłanych wczoraj wiadomości mnie przeraziła. - No to teraz Amanda na pewno kopnie mnie w tyłek....

Wszechwiedzący narrator
Gdy Andrzej sprawdzał listę wiadomości, Karol otrzymał od Maćka Muzaja bardzo tajemniczego smsa: "Musimy ratować Wronę.". Oczywiście nie mówił nic o tym przyjacielowi, odpisał tylko: "Za godzinę będę u Ciebie."

Amanda
Zarówno na zajęciach, jak i po nich cały czas unosiłam się pół metra nad ziemią. Chyba naprawdę zakochałam się w Andrzeju. Czułam, że cały świat mi sprzyja.
Wieczorem dostałam smsa od nieznanego numeru: "Jeżeli nie zostawisz tego skurwysyna zrobię mu krzywdę.". Byłam zszokowana. Łatwo było domyślić się od kogo pochodziła ta wiadomość. Nie mogłam zebrać myśli. Wiedziałam jedno - nie mogłam kontynuować mojej znajomości z Andrzejem, nie chciałam narażać go na niebezpieczeństwo, a Rafał był zdolny do wszystkiego... Powoli uświadamając sobie, że to co jeszcze nie zdążyło się na dobre zacząć już się skończyło, zaczęłam płakać. Łzy płynęły mi ciurkiem po policzkach i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Wszechwiedzący narrator
Zapłakana Amanda nawet nie widziała jakie "piękne" wiadomości wysłał jej Andrzej. Ich treść jednoznacznie wskazywała na określony stan fizyczny i psychiczny - "Trsjnie zs tobz.", "Nugfy nje pznaem takij  cudwnj dziwcyny."

Amanda
Obudziła mnie dopiero Wiki.
           - Amy, biedactwo co Ci się stało? - zaczęła głaskać mnie po głowie.
           - Ja... ja... - nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. - Straciłam Andrzeja zanim go zdobyłam.
           - Mów co się stało. - przytuliła mnie.
           - Rafał zagroził, że jeżeli nie zostawię Andrzeja, on zrobi mu krzywdę. - zaczęłam ponownie płakać.
           - A to skurwiel. - Wiki nie przebierała w słowach. - Na pewno tak tego nie zostawię.

Wszechwiedzący narrator
Wiktoria jak postanowiła tak też zrobiła. Szybko opisała Maćkowi w smsie sytuację, a Muzaj odpisał: "Wrona ma tylu kumpli, że ten frajer nie pozna swojej buźki w lustrze. To jemu stanie się krzywda, a nie Andrzejowi. O nic się nie martw Słoneczko - wszystko załatwię."

-------------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!

I jak Wasze wrażenie po przeczytaniu kolejnego rozdziału?
Na potrzeby sytuacji wprowadziłam jeszcze ogólnego narratora, mam nadzieję, że ten pomysł się przyjmie :)
Jak widać, sytuacja trochę się zaostrzyła.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jesteście naprawdę cudowne :)
Jeżeli macie jakieś pytania do mnie, zachęcam do pisania na gg 51731772 :)

wtorek, 4 listopada 2014

ROZDZIAŁ XII - I need you darling, come on set the tone

 Ścieżka dźwiękowa

Andrzej
Podszedł do niej, a ja stałem jak idiota. Oklaski dla mnie.
                - A co to za piękność odwiedziła nasze skromne progi? - pytanie Włodiego po raz kolejny mnie zszokowało. - Czyżbyś była kandydatką na nową cheerlederkę? - i wtedy pojawił się ten moment, kiedy chciałem mu przyłożyć.
                 - Oczywiście. Na prywatną cheerlederkę Andrzeja Wrony. - odpowiedziała Amanda, moja (?) Amanda. A ja głupi bałem się, że poleci na żałosny podryw Wojtka. On sam jeszcze coś krzyknął do niej, ale nie zwracałem uwagi, bo Amanda kierowała się w moją stronę z przepięknym szerokim uśmiechem. Pocałowała mnie w policzek, a ja powiedziałem zaczepnie:
                 - Hej, wszystko słyszałem, liczę na prywatny pokaz dzisiaj po treningu. Cieszę się, że przyjechałyście, Miguel o wszystkim wie i zgodził się na Waszą obecność. - dodałem. Amanda nie wiedząc czemu zamyśliła się.
Razem z Muzajem zapoznaliśmy dziewczyny z naszymi kolegami z zespołu, one same usiadły na ławce, a my zaczęliśmy trening.
                 - Wronka, nie wydaje Ci się dziwnym fakt, że wieczny smutas Uriarte trochę za często szczerzy się do Wiki? - Muzaj pokręcił nosem jak pies tropiący.
                 - Daj spokój, może Ci się tak tylko wydaje. - uspokoiłem go, chociaż faktycznie - flegmatyczny Nicolas dziwnie się ożywił.
                 - Tak tylko mówisz, a jak Włodi podbiegł do Amandy cały się zagotowałeś. - stwierdził i miał niestety rację.
Nie było mi do śmiechu również wtedy, gdy Wojtek dostał piłką w twarz, bo się zapatrzył. Na kogo? Oczywiście na Amandę. Nie mogłem tak tego zostawić, ale nie chciałem też robić przy niej cyrku.
                 - Ona jest tutaj dla mnie jakbyś nie wiedział. - ostrzegłem go. - Lepiej będzie dla Ciebie jeżeli przystopujesz.
                 - Luz, Endrju. Ładna jest, nawet bardzo, to się patrzę, tego nie możesz mi zabronić. - postawił się. Trochę było mi nie w smak kłócić się z nim o Amandę, przecież się kumplowaliśmy.
                 - Wronka, co to za tajemnicze zatargi z Włodim? - zagaił Kłos.
                 - Podbija do Amandy na moich oczach to się denerwuję.
                 - Ciesz się, że na Twoich oczach, przynajmniej masz nad tym minimalną kontrolę. - pocieszył mnie. - A Wy już tak na poważnie? Widzę, że nieźle Cię wzięło.
                 - Ja wiem, że to dziwne, to w sumie nasze drugie spotkanie, a ja czuję się jakbym znał ją wieki i dosłownie wszystko mi się w niej podoba. Karollo, czy ja się zakochałem?
                 - Endrju, wiem, że takie uczucie do tej pory było Ci obce, wiadomo Marlena była dobra tylko do pokazania i do łóżka. Do dzisiaj pamiętam jak opowiadałeś mi o jej libido na ciągłym wysokim poziomie. Nie oszukujmy się Wronka, ale Ty nawet nie wiesz co znaczy seks z miłości. - stwierdził dobitnie, a ja spiorunowałem go wzrokiem. - No co? Taka jest prawda. A co do Twojego zakochania... Stwierdzam, że zakochałeś się na amen. Miałem podobnie, gdy poznałem Olę, tylko, że nie obraź się Wronka ja miałem wtedy 16 lat, a Ty masz teraz dokładnie 10 lat więcej.
                - Jeszcze nie mam! - przypomniałem. - Dzięki Kłosik za terapię, ale Miguel zaraz każe nam zostać po treningu i co ja wtedy zrobię z Amandą?
Wróciliśmy więc do treningu. Amanda cały czas patrzyła, co dawało mi ogromnego kopa. Po treningu szybko wziąłem prysznic i przebrałem się starając się nie wracać do tematu z Włodim. Amanda czekała na mnie przed halą.
               - Ja byłem już u Ciebie, a więc teraz Ty powinnaś zobaczyć jak ja mieszkam. - stwierdziłem i pojechaliśmy do mnie.
Wynajmuję dwupokojowe mieszkanie na jednym z nowych osiedli na obrzeżu Bełchatowa. Salon, sypialnia, kuchnia i łazienka - te pomieszczenia wystarczały mi do szczęścia. Mieszkanie na szóstym piętrze miało swoje zalety - z tarasu rozciągał się widok na cały Bełchatów, który zachwycił Amandę. Ona sama widać, że czuła się u mnie bardzo dobrze, rozglądała się ciekawsko po mieszkaniu, a jej uwagę przykuła najbardziej kolekcja moich płyt:
               - Słuchasz Coldplay i Hurts?! Ja też! - ucieszyła się. - Może obejrzymy jakiś film? - zaproponowała.
               - "Forrest Gump? - zapytałem, a ona zgodziła się. Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie, na początku zachowywaliśmy niepotrzebny dystans, więc postanowiłem zachować się jak facet i objąłem Amandę. Była trochę spięta, ale po pewnym czasie to minęło.
W pewnym momencie Amanda powtórzyła cytat z filmu:
              -  „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.” - i spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami, wtedy wymiękłem. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Najpierw delikatnie, a potem co raz bardziej namiętnie. Wodziłem dłońmi po całym jej ciele i nawet nie wiem kiedy zacząłem zdejmować jej bluzkę, a ona rozpinać guziki mojej koszuli. Całowałem ją po szyi, gdy nagle Amanda zesztywniała.
             - Co my robimy? - zapytała. - Chyba powinnam wyjść. - stwierdziła i zaczęła się ubierać.
             - Nie uciekaj proszę. Trochę nas poniosło, przyznaję. - udobruchałem ją.
Postanowiliśmy się przejść. Szybko jednak zrobiło się ciemno.
             - Powinnam już wracać do Łodzi, bo robi się późno. - stwierdziła Amanda.
             - Zostań proszę. Nie chcę, żebyś wracała o tak późnej porze, jutro rano odwiozę Cię do Łodzi. Jeżeli chcesz mogę spać na kanapie. - oznajmiłem.
             - Nie, spokojnie. Już raz spaliśmy w jednym łóżku i nie zrobiliśmy sobie krzywdy. - uśmiechnęła się.
Wróciliśmy do domu, zrobiliśmy kolację, Amanda przejrzała jeszcze kolekcję moich książek pożyczając sobie kilka i postanowiliśmy położyć się spać. Obiecałem sobie, że pohamuję się i nie będę się z nią kochał tej nocy. To jeszcze nie był ten czas. Bardzo tego chciałem, Amanda niesamowicie mnie pociągała, ale nie, jeszcze nie teraz. Nie żebym miał po tym stracić zainteresowanie, czułem po prostu, że na pierwszy seks z nią warto jest poczekać dłużej.
Dałem jej do spania moją koszulkę, w której wyglądała przeuroczo. Amanda dosyć szybko zasnęła, ja niestety nie mogłem. Patrzyłem tylko na nią.
             - Kocham Cię. - szepnąłem i pogładziłem ją po policzku. Wiem, może za szybko, ale ja naprawdę to czułem. Wiedziałem, że ona i tak nie usłyszy, bo już śpi.
             - Ja Ciebie też kocham. - odpowiedziała przez sen, błogo się uśmiechnęła, wtuliła we mnie i dalej spała. Nie potrafiłem uwierzyć we własne szczęście...

Amanda
Andrzej mieszkał na obrzeżach Bełchatowa. Mieszkanie było bardzo ładne, aczkolwiek mało przytulne, chyba brakowało w nim kobiecej ręki. Widok z jego tarasu zapierał dech w piersiach. Okazało się też, że tak jak ja słucha Coldplay i Hurts. Zresztą cała kolekcja jego płyt była imponująca.
Andrzej zaproponował mi obejrzenie filmu. Włączył klasyk - "Forrest Gump" i rozsiedliśmy się na kanapie. Chciałam przytulić się do niego, ale zwyczajnie brakowało mi odwagi. W końcu odetchnęłam z ulgą, bo Andrzej zachował się jak prawdziwy facet i sam objął mnie swoim silnym ramieniem. Na filmie uroniłam kilka łez, mimo, że nie lubię się wzruszać i oglądałam ten film chyba już dziesiąty raz.
              - „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi.” - powtórzyłam słowa, które przed chwilą zabrzmiały w głośnikach i spojrzałam Andrzejowi głęboko w oczy. Na co on niespodziewanie pochylił się i... POCAŁOWAŁ mnie! Najpierw delikatnie smakował moje usta, a potem stał się bardziej namiętny, a nasze języki rozpoczęły dziki taniec godowy. Moje ręce jak szalone błądziły po jego ciele i nie wiem nawet kiedy zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, a sama zostałam pozbawiona bluzki. Nie, to było stanowczo za szybko.
             - Co my robimy? - zapytałam - Chyba powinnam wyjść. - zaczęłam się ubierać.
             - Nie uciekaj proszę. Trochę nas poniosło, przyznaję. - odparł skruszony Andrzej.
Poszliśmy na spacer, żeby trochę ochłonąć. Jednak jak to w listopadzie szybko zrobiło się ciemno.
             - Powinnam już wracać do Łodzi, bo robi się późno. - oznajmiłam.
             - Zostań proszę. Nie chcę, żebyś wracała o tak późnej porze, jutro rano odwiozę Cię do Łodzi. Jeżeli chcesz mogę spać na kanapie. - stwierdził Andrzej. Nie powiem, zrobiło mi się bardzo miło, że tak się o mnie martwi.
             - Nie, spokojnie. Już raz spaliśmy w jednym łóżku i nie zrobiliśmy sobie krzywdy. - zaśmiałam się.
Po powrocie do mieszkania Andrzeja zjedliśmy kolację. Wykąpaliśmy się (każdy oddzielnie, (nie)stety), a ja odkryłam zakątek biblioteczny, który mnie zachwycił - Andrzej był posiadaczem niezliczonej ilości kryminałów. Pożyczyłam sobie kilka egzemplarzy, miałam przynajmniej wytłumaczenie, żeby spotkać się z nim po raz kolejny. Zadzwoniłam do Wiki, żeby poinformować ją, że zostaję na noc w Bełchatowie i co się okazało? Moja przyjaciółka wróciła do Łodzi z Maćkiem i on śpi u nas. Fajnie, że tak się super dogadują.
Gdy już położyliśmy się z Andrzejem do łóżka bardzo szybko zasnęłam.
             - Kocham Cię. - usłyszałam szept. Nie wiedziałam, czy to sen czy jawa.
             - Ja Ciebie też kocham. - odpowiedziałam i wtuliłam się ponownie w Andrzeja.

---------------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Postanowiłam przedstawiać dwie równoczesne perspektywy.
Trochę wydarzyło się w tym rozdziale :) Teraz powstaje pytanie, czy Amanda będzie pamiętała, że Andrzej wyznał jej miłość i, że sama je odwzajemniła?
Tego dowiecie się najpewniej w sobotę lub niedzielę. Jest małe prawdopodobieństwo, że nowy rozdział pojawi się w czwartek :)

Po raz kolejny bardzo dziękuję za liczne komentarze :)
Jeżeli macie jakieś pytania, pomysły, sugestie piszcie do mnie na gg 51731772 :)

niedziela, 2 listopada 2014

ROZDZIAŁ XI - Something in the way you move makes me feel like i can't live without you

Ścieżka dźwiękowa
Amanda
Gdy tylko za chłopakami zamknęły się drzwi Wiki mnie dopadła:
             - Amy, tylko mi nie mów, że z nim spałaś!
             - No bez przesady, mówisz tak jakbyś mnie nie znała! - odpowiedziałam zbulwersowana.
             - Wiesz, że żartuję! - roześmiała się. - Moja cnotliwa przyjaciółka nie poszłaby na pierwszej randce do łóżka z chłopakiem.
             - Biorę przykład z Ciebie. - zaśmiałam się. - Swoją drogą spaliśmy w jednym łóżku i pod jedną kołdrą.
             - I jaki on jest? Opowiadaj! - zarządziła. Opowiedziałam jej więc wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia. Wiki odwdzięczyła mi się tym samym. Z jej opowiadania wynikało, że Maciek to naprawdę fajny chłopak, nie miałam z nim zbyt wiele do czynienia ale zdążyłam go już polubić.
Ja sama nie wiedziałam co myśleć o zachowaniu Andrzeja. Przyszedł do mojego łóżka, niby zmusiły go do tego warunki, ale wróć, przecież sama go zaprosiłam. No ok, podsumujmy fakty, pocałował mnie w czoło, przytulił w nocy, powiedział, że jestem piękna, mimo to, nie chciałam sobie obiecywać zbyt wiele, przecież prawie w ogóle go nie znałam.
Już od wyjścia Andrzeja z mieszkania czekałam aż zadzwoni albo chociaż napisze wiadomość. Czy tęskniłam? Być może, a raczej na pewno. Ale Andrzej siedział cicho. Dostałam smsa dopiero wieczorem: "Dobranoc :* P.S. Myślę o Tobie". Głupie kilka słów a powodujące takie motyle w brzuchu. Odpisałam po 15 minutach (nie od razu, żeby nie myślał, że cały dzień czekam na smsa od niego, mimo, że tak było!) "Ja o Tobie też :) Szkoda, że dzisiaj śpię sama :( Dobrej nocy Ptaszku :D". Postanowiłam położyć się trochę szybciej, ponieważ musiałam jakoś wyglądać na jutrzejszym treningu. Obudziłam się dosyć wcześnie rano, chyba z podekscytowania. Wiki też od rana urzędowała w kuchni.
               - Amy, dlaczego już nie śpisz? - zapytała.
               - Podejrzewam, że z tego samego powodu co i Ty. - odpowiedziałam. - Ja też strasznie ekscytuję się tym treningiem. Poznamy wszystkich zawodników Skry Bełchatów!
Zaczęłyśmy więc się ogarniać, co ja mówię my pindrzyłyśmy się lepiej niż przed niejedną imprezą! Zamierzony efekt wyszedł idealnie - delikatny, lecz perfekcyjny makijaż, naturalne włosy i wygodne ubrania ale podkreślające figurę. Poszłyśmy na autobus, droga do Bełchatowa minęła nam bardzo szybko. Byłyśmy bardzo zestresowane, ale przynajmniej we dwie było nam raźniej. W końcu nadeszła chwila prawdy - dotarłyśmy pod halę. Wzięłam głęboki oddech, Wiki ścisnęła mnie za rękę i weszłyśmy. Drzwi na salę były owarte na oścież. Skradałyśmy się jak głupie nastolatki.
                 - Zachowujemy się jak idiotki! - stwierdziłam.
                 - Masz rację Amy. - przytaknęła i co zrobiła? Wepchnęła mnie na halę! Zrobiłam więc wejście smoka, gdy rozległy się gwizdy. Tak kulturalnie przywitali nas kochani siatkarze! Chyba jednak zmienię o nich zdanie. Zobaczyłam Maćka i Andrzeja dumnie kroczących w naszym kierunku. Ale nagle przed moim nosem pojawił się Wojtek Włodarczyk:
                 - A co to za piękność odwiedziła nasze skromne progi? - zagaił. - Czyżbyś była kandydatką na nową cheerlederkę?
                 - Oczywiście. Na prywatną cheerlederkę Andrzeja Wrony. - odparowałam i zostawiłam go zdezorientowanego.
                 - Co za temperament! Już mi się podobasz! - odkrzyknął za mną, a ja podeszłam do Andrzeja i pocałowałam go w policzek.
                 - Hej, wszystko słyszałem, liczę na prywatny pokaz dzisiaj po treningu. - uśmiechnął się na powitanie. Dlaczego czułam się jak jego dziewczyna? Przecież byłam tylko jego znajomą z którą raz się umówił ( i spał w jednym łóżku). - Cieszę się, że przyjechałyście, Miguel o wszystkim wie i zgodził się na Waszą obecność.
Andrzej i Maciek zapoznali nas ze wszystkimi siatkarzami Skry tj. Mariuszem Wlazłym, Michałem Winiarskim, Facundo Conte, Nicolasem Uriarte (któremu wpadła chyba w oko Wiki, na jej widok pokazał szereg swoich zębów, czego nie robi zbyt często) i innymi. Czy ja powiedziałam o tym tak spokojnie? Tak, ale wtedy nie znałam takiego uczucia, wtedy zachowywałam się jak głupia hotka. Chłopaki o dziwo nie komentowali chamsko naszej obecności na treningu, nie wiem co takiego Maciek i Andrzej powiedzieli im w szatni. Usiadłyśmy na ławce i przyglądałyśmy się treningowi. W pewnym momencie, Wojtek Włodarczyk spojrzał na mnie ( chociaz nie on CAŁY CZAS patrzył na mnie jak cielę, ale nie powiem, schlebiało mi to), ja obdarzyłam go jednym z moich najładniejszych uśmiechów, a on dostał piłką prosto w twarz po ataku Mariusza i przewrócił się.
                   - Oj, dziewczyny chyba za bardzo rozpraszacie chłopaków. - stwierdził Miguel. Ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.
Moje oczy i tak cały czas były skierowane na Andrzeja, na szczęście moja obecność działała na niego pozytywnie. Trening dosyć szybko minął, poczekałamyśmy więc przed halą na chłopaków. Maciek zabrał Wiki do siebie, co było do przewidzenia.
                   - Ja byłem już u Ciebie, a więc teraz Ty powinnaś zobaczyć jak ja mieszkam. - stwierdził Andrzej i... pojechaliśmy do niego.
----------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Przepraszam za opóźnienie, ale wczoraj wieczorem pisząc ten rozdział dosłownie zasnęłam nad laptopem.
Jesteście ciekawe co wydarzy się w domu Andrzeja?
Włodi myślę, że nie odpuści, a czy uśmiechy Nicolasa oznaczają chmury burzowe nad znajomością Wiktorii i Maćka?
Dowiecie się już we wtorek :)
Bardzo dziękuję za tak liczne komentarze, to naprawdę motywuje :)

UWAGA! Dla moich stałych czytelniczek mam propozycję :) Może któraś z Was chciałaby wystąpić jako bohaterka w moim opowiadaniu, co prawda drugoplanowa albo epizodyczna, ale jeżeli macie jakieś propozycje to piszcie je w komentarzach pod postem :)

Zapraszam na mojego ask'a ask.fm/amanda49912062