wtorek, 28 października 2014

ROZDZIAŁ X - So change your mind and say you're mine, don't leave tonight, stay

Ścieżka dźwiękowa 

Andrzej
Amanda przez całą drogę do restauracji zasypywała mnie milionem pytań, na które cierpliwie odpowiadałem. Była taka ciekawa, żywa, tryskała energią i co chwilę wybuchała gromkim śmiechem, miała swoje zdanie na każdy temat - całkowite przeciwieństwo Marleny, która ciągle mi przytakiwała. Gdy dojechaliśmy, Amanda nagle posmutniała. Otworzyłem jej drzwi i wziąłem za rękę, ten gest wydawał mi się tak naturalny.
Starałem się zachowywać jak dżentelmen - zdjąłem jej płaszcz, przysunąłem krzesło. Zamówiliśmy dania i wróciliśmy do naszej rozmowy z samochodu. W Amandzie podobało mi się wszystko - to w jaki sposób je, jak wyciera usta serwetką, a najbardziej jak się uśmiecha i patrzy na mnie zalotnie spod długich rzęs. Nagle jakiś frajer podszedł do naszego stolika:
              - No proszę, proszę, już znalazłaś sobie zastępcę. A co to za fagas? - pokazał palcem na mnie.
              - Mistrz Świata w siatkówce. - powiedziała Amanda, która była przerażona, a z drugiej strony wściekła. - Rafał, proszę nie rób z siebie większego idioty niż jesteś.
Aha, więc to jakiś Rafał. Były Amandy?
              - Czyżbyś kolego chciał porozmawiać na zewnątrz? - Wstałem i zagroziłem mu. W końcu przydało się moje 206 cm - gościu nagle zmiękł i zrobił się dziwnie mały. - Wierz mi, że mordy takich ciot obijam równie dobrze, co piłki w ataku i strzelam równie celnie.
              - Pfff. - zmieszał się i zwrócił do Amandy. - Chciałem Ci tylko Słoneczko oświadczyć, że Blanka nie jest w ciąży ze mną, tylko z innym i cierpliwie czekam aż wrócisz w moje ramiona. - nareszcie odszedł, a Amanda była bliska płaczu:
             - Andrzej, naprawdę Cię bardzo przepraszam, To był mój były.
             - Nie masz za co. Chcesz stąd wyjść? - Amanda tylko pokiwała głową, a ja szybko zapłaciłem i wyszliśmy.
            - Naprawdę tak mi głupio. - dziewczyna wyglądała jak przestraszone zwierzę.
            - Amanda, spokojnie. Spójrz na mnie. - podniosłem palcem jej podbródek i przytuliłem. Gdy trzymałem ją w ramionach, wiedziałem, że nie mogę jej zostawić, a ona sama potrzebuje mojej pomocy.  Nagle odsunęła się ode mnie.
          - To co? Spacer dla relaksu? - zapytałem, ona przytaknęła. Wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy.
Próbowałem odciągnąć jej myśli od tego niefortunnego spotkania i chyba całkiem nieźle mi wychodziło. Jednak trzeba było wracać do Bełchatowa, próbowałem odpalić auto raz, drugi, trzeci i nic!
          - Cholera, chyba coś się zepsuło. Muszę zadzwonić do serwisu.- oznajmiłem i szybko zająłem się wykonywaniem telefonu. - Niestety chyba będę zmuszony wynająć pokój w hotelu i zostać na noc w Łodzi. Naprawią go dopiero na jutro.
          - Ale przecież w moim mieszkaniu jest wolna kanapa w salonie. - oświadczyła Amanda, a mi stanęło serce.
          - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. - byłem trochę zmieszany.
          - Ale ja wiem. - uśmiechnęła się. - A teraz pojedziemy do mnie komunikacją miejską.
Szok! Ta dziewczyna mogła ze mną zrobić wszystko i przekonać mnie do wszystkiego. Po kilkunastu minutach przeżyłem jednak jeszcze większy szok - Muzaj był w mieszkaniu dziewczyn!
          - Szybki jesteś Ptaszku. - oświadczył.
          - Muzaj, co Ty tu robisz?! - zapytałem.
          - Zepsuł mi się samochód i Wiki zaproponowała mi nocleg na kanapie w salonie.
          - Dziwne, bo mi zdarzyło się to samo i też zamierzam tutaj nocować. - oświadczyłem. To naprawdę BARDZO dziwny zbieg okoliczności. Jestem bardzo ciekawy, czy ktoś nie maczał w tym palców.
          - A więc kochany Andrzejku czeka nas wspólna noc na kanapie. - stwierdził Maciek i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Nagle pojawiła się jakaś dziewczyna, zapewne Wiktoria. Ładna, nie powiem, ale gdzie jej do mojej Amandy. Zaraz "mojej"?! Może jeszcze nie teraz, ale już niedługo...
Usiedliśmy w salonie. Dziewczyny co chwilę szturchały się łokciami i patrzyły na siebie porozumiewawczo, obie były zaskoczone tą sytuacją i trochę... podekscytowane? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - mogłem więcej czasu spędzić z Amandą. Cały czas ją obserwowałem, jak reagowała na słowne zaczepki Muzaja, jak trafnie je ripostowała, jak dobrze rozumiały się z Wiktorią, widać było, że są najlepszymi przyjaciółkami.
Zamówiliśmy pizzę i najedliśmy się tak, że nikt nie mógł wstać. W pewnym momencie Amanda zaczęła temat spania:
               - Chłopaki chyba we dwóch nie zmieścicie się na tej kanapie. Może ja będę spać w pokoju Wiki?
               - Ależ nie ma takiej potrzeby. - odparł Maciek. - My się tutaj zmieścimy, prawda Ptaszku? - ten niereformowalny czubek poczochrał mi fryzurę!
               - Prawda, prawda. - przewróciłem oczami.
               - No właśnie. A jak będzie ciasno to się przytulę do Wronki. - Muzaj puścił do mnie oczko.
               - Oooooo, nie, nie wrobisz mnie w takie numery! - uniosłem ręce w geście obronnym i szybko się od niego odsunąłem.
               - Przecież wiesz, że żartowałem. Gwarantuję Ci nietykalność - ja na jednym brzegu, Ty na drugim. - zapewnił mnie.
               - Ok, dobra chłopaki, myślę, że sami dacie sobie radę z pościeleniem łóżka. Przyniosę Wam tylko pościel, ręczniki i jakiś męski żel pod prysznic też się znajdzie, spokojnie. - stwierdziła Amanda.
Poszedłem się wykąpać i gdy wróciłem spotkała mnie niespodzianka - dżentelmen Muzaj pościelił łóżko.
               - Nie musisz dziękować Andrzejku. Mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, a wrona to przecież też zwierzę. - stwierdził słodko. - Tylko nie odfruń ode mnie do łóżka tej pięknej niewiasty.
               - Bez obaw. Myślałem, że to Ty chciałbyś znaleźć w łóżku Wiktorii. - odparłem.
               - A wiesz, chciałbym. - stwierdził szczerze i zrobił się dziwnie poważny. - Ale to nie jest pierwsza lepsza. Muszę cierpliwie poczekać. Na nią mogę czekać do końca życia.
Pokiwałem głową w zrozumieniu, a Muzaj skierował się do łazienki. Nagle na horyzoncie pojawiła się Amanda w zabawnej piżamce i ręczniku na głowie. Nawet w takiej postaci wyglądała cudownie, jej oczy błyszczały z daleka.
               - Kolorowych snów. - pomachała mi.
               - Śpij dobrze, Piękna. - Wiem, bardzo wymyślny komplement, ale naprawdę nie mogłem się powstrzymać.
Po 10 minutach wrócił Muzaj, próbowałem zasnąć, ale cały czas myślałem o tym, że za ścianą śpi Amanda i to SAMA. Nieee, Andrzej, ogarnij się, nie pójdziesz do niej. Dziewczyna uzna, że oczekujesz od niej tylko jednego, a tak przecież nie jest.
               - Co jest Wronka, nie możesz zasnąć? Może zaśpiewać Ci kołysankę? - i nie czekając na moją zgodę zaczął śpiewać, a nie może lepiej - wyć! - Aaaaaa, kotki dwa! Szarobure obydwa! Nic nie będą robiły tylko Andrzejka tuliły! A nie, czekaj Wronka! Znam lepszą wersję. Aaaaa, Amanda jedna, taka piękna cała! Nie będzie dzisiaj spała tylko Andrzejka całowała!
               - Zamknij się idioto! Amanda Cię jeszcze usłyszy! - zganiłem go. - Dobranoc. - i odwróciłem się od niego tyłem. Dzięki bogu mieliśmy 2 kołdry. Po jakimś czasie w końcu zasnąłem.
Obudziły mnie kopniaki w nogę. Tak, idiota Muzaj chyba przez sen odpalał motocykl i to taki starego typu.
               - Ymymymymym! ymymymym! - wymachiwał nogą. A przy tym machał rękami na wszystkie strony, nie muszę chyba dodawać, że kilka razy dostałem w twarz? W takich warunkach nie było mowy o dalszym spaniu. Postanowiłem pójść zapytać Amandy czy nie ma jakiegoś materaca. Co prawda, mogłem sam załatwić tę sprawę, ale coś mną kierowało ku drzwiom do jej pokoju.
               - Amanda, Amanda. - wyszeptałem. Amanda chyba nie wiedziała co się dzieje, pewnie miała głęboki sen. - Przepraszam, że Cię budzę, ale masz może jakiś materac czy cokolwiek innego na czym mógłbym się przekimać do rana? Niestety z Muzajem nie da się spać.
Byłem zakłopotany, a ona co zrobiła? Wskazała bez słowa miejsce na łóżku obok siebie.
              - Jesteś tego pewna? Obiecuję, że nie zrobię Ci niczego, czego sama byś nie chciała. - oświadczyłem i szczerze wierzyłem w swoje słowa. Niewiele myśląc położyłem się obok niej, a ona zamknęła oczy i... chyba zasnęła. Była taka słodka, cudowna, bezbronna, wyzwalała w człowieku te najpiękniejsze instynkty.
              - Jesteś piękna. Dobranoc. - pocałowałem ją w czoło, a ona tylko uśmiechnęła się. Podparłem się na ręku i jak urzeczony patrzyłem na nią. Niewiele dziewczyn wyglądało tak ładnie bez makijażu - pięknie zarysowane brwi, długie rzęsy, mały, zadarty nosek, wąskie, ale bardzo kształtne usta i bujne włosy rozsypane na całej poduszce. Była idealna. Nagle odwróciła się ode mnie. Postanowiłem więc iść w końcu spać. Objąłem ją tylko w pasie i zasnąłem.
Poczułem czyjeś usta na policzku, a może to był sen? Obudziłem się, ale Amandy już nie było obok mnie. Poleżałem jeszcze trochę, gdy przyszła ona i zaprosiła mnie na śniadanie. Ogarnąłem się więc i skierowałem do kuchni. Zjedliśmy we 4 śniadanie i wtedy nadszedł ten czas, kiedy musieliśmy odjechać. Maciek zaprosił dziewczyny na nasz jutrzejszy trening, a więc nie będę musiał długo tęsknić za Amandą. Pocałowałem Amandę w policzek i wyszliśmy.
              - Wronka, spałeś z nią?! - Maciek nie dawał mi spokoju.
              - Za kogo Ty mnie masz, Muzaj?! Spałem OBOK niej, a nie z nią! - zaperzyłem się.
              - A no ok, ok. A wiesz, czuję, że Wiktoria się powoli we mnie zakochuje. - rozmarzył się, a ja tylko się roześmiałem.
Dotarłem w końcu do Bełchatowa. Miałem do załatwienia sporo spraw formalnych i tak przez cały dzień latałem po mieście, niestety nie mogłem więc za wiele myśleć o Amandzie. Gdy wieczorem dotarłem nareszcie do domu nie miałem już siły na nic. Napisałem tylko smsa do niej: "Dobranoc :* P.S. Myślę o Tobie", a ona momentalnie odpisała: "Ja o Tobie też :) Szkoda, że dzisiaj śpię sama :( Dobrej nocy Ptaszku :D" Udało mi się szybko zasnąć, obudziłem się ok. 6.30 i poszedłem pobiegać. Ruch wyzwalał we mnie mnóstwo pozytywnych emocji. Gdy wróciłem, ogarnąłem się i pojechałem na trening. Muzaj od początku porozumiewawczo się uśmiechał. Na szczęście nie rozpowiadał na prawo i lewo co wydarzyło się wczoraj. Nagle dało się słyszeć gwizdy, okazało się, że to dziewczyny weszły na halę. Muzaj dumnie kierował się w stronę Wiktorii, a ja chciałem przywitać się z Amandą, ale ubiegł mnie Wojtek Włodarczyk...

-------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ!
Oto i jest perspektywa Andrzej i zapowiedź treningu. Wojtek nie będzie jednak tylko postacią epizodyczną.... '
Bardzo dziękuję za komentarze i życzenia powrotu do zdrowia :)
P.S. Przekroczyłyście magiczną liczbę 10000 wyświetleń! Czuję się zaszczycona :)

Możecie tutaj zadawać mi pytania dotyczące opowiadania :) ask.fm/amanda49912062


sobota, 25 października 2014

ROZDZIAŁ IX - Hold me, wrap me up, unfold me

Ścieżka dźwiękowa 

Be my friend
Hold me, wrap me up
Unfold me
I am small
I'm needy
Warm me up
And breathe me


Amanda
               - Maciek z kim rozmawiasz? - Wiki wychyliła nos z kuchni. - O kurde. - stanęła jak wryta.
               - Wiki, masz taką minę, jakbyś zobaczyła co najmniej papieża. - stwierdziłam.
               - No kurcze, Andrzej Wrona to też osobistość, która niecodziennie bywa w naszym mieszkaniu.
               - Nieważne, nie stójmy tak. Andrzej, zapraszam. - uśmiechnęłam się i skierowałam go w stronę salonu.
Usiedliśmy we czworo w salonie. Nie miałyśmy czasu nic pichcić, a nie mogłyśmy położyć głodnych chłopaków spać, więc zamówiliśmy pizzę, wszyscy mieli pełne brzuchy.
               - Chłopaki chyba we dwóch nie zmieścicie się na tej kanapie. - zaczęłam temat. - Może ja będę spać w pokoju Wiki?
               - Ależ nie ma takiej potrzeby. - odparł Maciek. - My się tutaj zmieścimy, prawda Ptaszku? - pogłaskał po głowie Andrzeja.
               - Prawda, prawda. - Andrzej przewrócił oczami.
               - No właśnie. A jak będzie ciasno to się przytulę do Wronki. - Maciek zrobił znaczącą minę.
               - Oooooo, nie, nie wrobisz mnie w takie numery! - Andrzej podniósł ręce i odsunął się automatycznie od Maćka.
               - Przecież wiesz, że żartowałem. Gwarantuję Ci nietykalność - ja na jednym brzegu, Ty na drugim.
               - Ok, dobra chłopaki, myślę, że sami dacie sobie radę z pościeleniem łóżka. Przyniosę Wam tylko pościel, ręczniki i jakiś męski żel pod prysznic też się znajdzie, spokojnie. - zapewniłam.
Gdy zmywałam talerze po kolacji, Wiki mnie zaczepiła:
               - Amy, wiedziałam, że jesteś do wszystkiego zdolna, ale Andrzej Wrona w naszym mieszkaniu? Co on tu w ogóle robi?!
               - To samo co Maciek, zepsuł mu się samochód i zaproponowałam nocleg u nas.
               - Jak chcesz, ale ja w takie zbiegi okoliczności nie wierzę. - zaśmiała się.
Każdy z chłopaków wziął prysznic, na szczęście miałyśmy 2 zapasowe kołdry, dlatego miałam nadzieję, że nie będą musieli kłócić się, kto ma spać odkryty.
               - Kolorowych snów. - pożegnałam się.
               - Śpij dobrze, Piękna. - odpowiedział Andrzej i znowu uśmiechnął się w TEN sposób. Naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, jeżeli przyszedłby do mnie w nocy, naprawdę! Maćka nie było z nim, pewnie poszedł dać Wiki buzi na dobranoc. Sama położyłam się do łóżka i dosyć szybko zasnęłam.
Obudził mnie szept:
               - Amanda, Amanda. - o boże grzmiący, zabijcie mnie! Andrzej Wrona stał w samych bokserkach w mojej sypialni! To chyba ten czas, kiedy nie myśląc o niczym powinnam rzucić się na niego, prawda? - Przepraszam, że Cię budzę, ale masz może jakiś materac czy cokolwiek innego na czym mógłbym się przekimać do rana? Niestety z Muzajem nie da się spać.
Zgadnijcie co zrobiłam. Tak! Bez słowa przesunęłam się, odkryłam kołdrę i wskazałam Andrzejowi miejsce obok mnie.
               - Jesteś tego pewna? Obiecuję, że nie zrobię Ci niczego, czego sama byś nie chciała. - Andrzej mimo wszystko ochoczo wsunął się pod moją cieplutką kołdrę. Odwróciłam się twarzą do niego, zamknęłam oczy i udawałam, że śpię, ale jak tu spać, gdy kilka cm od Ciebie leży Andrzej Wrona?! I to w samych bokserkach! Moje serce tak się rozszalało, że w pewnym momencie myślałam, że skacze już po łóżku. Nagle stało się coś, o czym nawet nie marzyłam.
              - Jesteś piękna. Dobranoc. - Andrzej pocałował mnie w czoło. W odpowiedzi tylko błogo się uśmiechnęłam, ale w środku wybuchło stado sztucznych ogni.
Obudziłam się, czując na moim boku coś naprawdę ciężkiego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam męską rękę obejmującą mnie w pasie. Zaraz, "męską rękę"?! Przecież kładłam się spać trzeźwa! Nagle wszystko poukładało mi się w głowie - to musiał być Andrzej! Ale jak on się tutaj znalazł? No przecież przyszedł do mnie w nocy, a jednak to nie był sen! Kurcze, takie poranki to ja mogę mieć codziennie!
Powoli podniosłam rękę siatkarza i po cichu skierowałam się w stronę drzwi. Andrzej ani drgnął, dalej spał jak dziecko. Był taki słodki. Nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam go w policzek. Andrzej tylko się uśmiechnął. Poszłam do kuchni, ale moją uwagę zwrócił krzyk z salonu:
              - Andrzej, gdzie jesteś? O boże, nie ma Cię! Porwali Andrzeja! - Maciek przechodził samego siebie.
              - Cicho Maciek! - skarciłam go.
              - A gdzie jest Andrzej?! Uciekł ode mnie! - miał minę jak mały chłopiec, który obudził się bez swojego misia pluszowego.
              - Andrzej śpi. Idę robić śniadanie.
Zrobiłam kawę i jedzonko. Rozłożyłam wszystko na stole razem ze sztućcami i poszłam obudzić Andrzeja.
              - Dzień dobry. - przywitał mnie jego uśmiech.
              - Hej, mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. - odwzajemniłam uśmiech.
              - Jak nigdy przedtem.
              - Zapraszam do kuchni, zrobiłam śniadanie. - wyszłam. Po jakichś 10 minutach reszta przydreptała do kuchni, zjedliśmy wspólne śniadanie, a przez cały czas Maciek i Wiki wysyłali do siebie znaczące spojrzenia. Wszyscy zgodnie unikaliśmy tematu spania w jednym łóżku z Andrzejem.
               - Dziewczyny, a może wpadniecie jutro na nasz trening? - zaproponował Maciek.
               - Hmmm, ja nie mam jutro żadnych ważnych zajęć, a Ty Amy? - Wiki mrugnęła do mnie okiem.
               - Ja też nie. - odpowiedziałam.
               - To widzimy się jutro o 14 pod halą, tak? - upewnił się Maciek, a my przytaknęłyśmy. Chłopcy niestety musieli się zbierać i zaraz po śniadania wyszli. Dostałam na pożegnanie buziaka w policzek od Andrzeja, a uściskom Wiki i Maćka nie było końca...

----------------------------------------------------------------------------------------
 CZYTASZ? - SKOMENTUJ!

Dzisiaj kontynuacja punktu widzenia Amandy. Wiem, że niektóre z Was są może zawiedzione, ale kontynuacja myśli Andrzeja pojawi się w poniedziałek lub wtorek, a więc niedługo :)
Niestety chyba bierze mnie przeziębienie dlatego przepraszam za tak krótki rozdział. Postaram się, żeby następny był dłuższy ;)
Jesteście ciekawe co wydarzy się na treningu? :)

P.S. ME w siatkówce mężczyzn odbędą się w Polsce!!!  
 

wtorek, 21 października 2014

ROZDZIAŁ VIII - Asking you to stay, you should stay, stay with me tonight

Ścieżka dźwiękowa

Andrzej
              - Co Ty tu robisz do cholery? - wykrzyknąłem.
              - Wyyyyybasz mi! - Marlena próbowała rzucić mi się na szyję, ale ja w ostatniej chwili odsunąłem się, a ona upadła na kolana. - Anżeeeeej, tylko Cieeebie kooocham! Kik! - czknęła i całkiem przewróciła się na podłogę.
              - Jesteś kompletnie pijana! - oburzyłem się, ale co miałem zrobić? Nie kopie się leżącego. Wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie.
              - Nie, nie, usiądę. - Marlena próbowała usiąść, co jej nie wyszło, kiwnęła się na bok i położyła głowę na poduszce. - Anżeeejku, dlaszego? Dlaszego Ci to srobiłam? - rozpłakała się totalnie a po chwili... zasnęła.
Uffff. Ale numer, co za głupia sytuacja. Ja sam już nic nie wiem. Nie, nie kochałem jej już od dawna. To pewne. W przeciwnym wypadku Amanda nie zawróciłaby mi tak w głowie. Teraz jednak miałem inny problem - co zrobić z Marleną. Postanowiłem, że poczekam z tym  do rana, aż ona wytrzeźwieje. Sam też położyłem się do łóżka.
Śniła mi się impreza w klubie. Byłem na parkiecie, patrzyłem na Amandę, a ona kusiła mnie swoim tańcem. Chciałem ją dotknąć i gdy już byłem blisko ona oddalała się. Obudziło mnie zawodzenie dochodzące z salonu:
              - Ałłłłłłaaaa! Moja biedna główka. Co ja tutaj robię? - poszedłem do salonu, gdzie Marlena siedziała otępiała na kanapie.
              - Przyszłaś wczoraj pijana i błagałaś mnie o wybaczenie. - oświadczyłem
              - Phi! Ja Ciebie?! - Marlena jak widać szybko wróciła do swojej dawnej formy. - Frajerów się nie przeprasza. Ach, chciałam tylko zabrać resztę rzeczy z tej obskurnej nory.
              - Więc na co czekasz? - zapytałem. Marlena wstała i poszła się pakować. Po 15 minutach na reszcie wyszła uprzedzając mnie jednak:
              - I tak tego pożałujesz kotku. Ciao! - przesłała buziaka w powietrzu i trzasnęła drzwiami.
Uffff. Nareszcie sobie poszła. Nie miałem czasu na zastanawianie się, co takiego złego chce mi zrobić, ponieważ wpadłem na pewien cudowny pomysł - spotkanie z Amandą. Bardzo chciałabym poznać ją bliżej. W tym celu wystukałem numer do Muzaja:
             - Halo, halo, Wrona co tam?
             - Siemano Maćku, mam takie pytanie, czy wykonałbyś dla mnie pewną przysługę?
             - Hmmm, czyżby chodziło o tę piękną niewiastę?
             - Tak. Wiktoria mówiła Ci może czym się zajmuje?
             - Owszem, studiuje prawo i jej przyjaciółka również. Tak, wiem, nie musisz dziękować ptaszku za tę cenną informację. Mam nadzieję, że zapakowałeś już płytę.
             - Tak, jest już ozdobiona papierem w kwiatki i czerwoną kokardą. No dobrze, a zapytałbyś może o której kończy dzisiaj zajęcia?
             - Myślę, że da się zrobić, ale to będzie kosztować.
             - Dostawa kurierska płyty jutro?
             - Hmmm, nie wiem, czy jutro będę w domu. Jutro wieczorem może być.
             - Ok, dzięki gościu, będziesz świadkiem na moim ślubie. Czekam na info.
             - Narka. - rozłączył się.
Po 10 minutach przysłał mi smsa "14" i tyle. No dobra. Wystarczy. Wziąłem prysznic i zacząłem się powoli ogarniać. W końcu wypiękniony i wypachniony wsiadłem do samochodu, wpisując w nawigację "WPIA w Łodzi". Droga minęła mi dosyć szybko, ale im mniej kilometrów pokazywała nawigacja, tym moje serce zaczynało szybciej bić. Dlaczego się denerwowałem? Że jej nie zastanę, bo może Wiki skłamała? Hmmm, Endrju, głowa do góry, bicek napięty, klata do przodu i jedziesz, byleś tylko nie przewrócił się na lodzie, który rządził dzisiaj kierowcami i pieszymi na chodnikach. W końcu dotarłem, zaparkowałem samochód i wysiadłem. Oparłem się wygodnie o moje wypucowane cudeńko. Wybiła w końcu godzina 14, a moje podekscytowanie urosło do bardzo niebezpiecznych rozmiarów. Poprawiłem jeszcze moją grzywę przeglądając się w czyściutkich szybach mojego auta i wtem na horyzoncie pojawiła się ONA. Uśmiech mimowolnie wystąpił na moją twarz, ale szybko zniknął, gdy zobaczyłem, że ten cud zaczyna się chwiać, podbiegłem i co? I to - lód mnie pokonał i przewróciłem się na nią. Niezły wstęp, Endrju. A ona uroczo stwierdziła:
              - O Boże, sam Andrzej Wrona leci na mnie. Mogę już zemdleć? - i wtedy oboje zaczęliśmy się głupio śmiać. W końcu podniosłem się, przeprosiłem ją i podałem jej rękę, a ona znowu się zachwiała i ponownie upadliśmy na lód, bardzo zimny lód.
              - Amanda? - zapytałem. - Takich oczu się nie zapomina. - skąd tak głupi komplement pojawił się na moich ustach?! Ale Amanda przytaknęła i zapytała co ja tutaj robię, Przyznałem tylko, że wiedziałem o której kończy zajęcia i tyle. Próbowała zadawać więcej pytań, ale zaprowadziłem ją do samochodu. Kulturalnie otworzyłem jej drzwi (bycie dżentelmenem przede wszystkim!) i wsiedliśmy.
              - Ale jak? Dlaczego? - Wiki nie dawała za wygraną.
              - Czy wystarczy jak powiem, że odkąd tańczyłem z Tobą w klubie nie mogę przestać o Tobie myśleć? - zapytałem z uśmiechem.
              - W zupełności. - odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się ten cudowny uśmiech.

Amanda
              - To może chociaż opowiesz mi coś o sobie. Ciekawe, czy te wszystkie portale piszą prawdę. Wydaje mi się, że wiem o Tobie sporo, ale może się mylę? - zapytałam, a Andrzej zaczął mi opowiadać historię swojego życia zgrabnie omijając przy tym swoje życie uczuciowe. Rozmawialiśmy jakbyśmy znali się już od x lat. Okazał się bardzo sympatycznym i co najważniejsze zabawnym facetem. W końcu dojechaliśmy do restauracji, w której... rozstałam się z Rafałem. Wspomnienia niezbyt miłe, ale może te nowe z Andrzejem okażą się lepsze? Zaraz, to tylko jedno spotkanie, ale pofatygował się i przyjechał do mnie, więc to musi coś znaczyć.
              - Halo, wysiadamy. - Andrzej otworzył mi drzwi i... wziął za rękę. Tak, po raz kolejny zanotowałam, że ma cudownie ciepłe i silne dłonie. Weszliśmy do restauracji, Andrzej odebrał moj płaszczyk, przysunął mi krzesło - pełna kulturka. Zamówiliśmy i dalej zagłębiliśmy się w rozmowie. Gdy dokończyliśmy jeść, mój cudowny nastrój zepsuł głos, którego najbardziej nie chciałam usłyszeć w tym momencie.
              - No proszę, proszę, już znalazłaś sobie zastępcę. - bezczelny Rafał podszedł do naszego stolika. - A co to za fagas?
              - Mistrz Świata w siatkówce. - oświadczyłam dumnie. - Rafał, proszę nie rób z siebie większego idioty niż jesteś.
              - Czyżbyś kolego chciał porozmawiać na zewnątrz? - Andrzej wstał i Rafał wydawał się dziwnie mały. W końcu Andrzej przewyższał go o 18 cm! - Wierz mi, że mordy takich ciot obijam równie dobrze, co piłki w ataku i strzelam równie celnie.
              - Pfff. - Rafał trochę się zmieszał i zwrócił się do mnie. - Chciałem Ci tylko Słoneczko oświadczyć, że Blanka nie jest w ciąży ze mną, tylko z innym i cierpliwie czekam aż wrócisz w moje ramiona. - i odszedł nareszcie, a ja byłam cała rozstrzęsiona.
             - Andrzej, naprawdę Cię bardzo przepraszam, To był mój były.
             - Nie masz za co. Chcesz stąd wyjść? - pokiwałam głową, a siatkarz szybko uregulował rachunek i wyszliśmy.
            - Naprawdę tak mi głupio. - skuliłam się.
            - Amanda, spokojnie. Spójrz na mnie. - podniósł palcem mój podbródek i uśmiechnął tak, że aż zmiękły mi nogi, a po chwili najzwyczajniej w świecie przytulił. Uczucie nie do opisania, Nigdy nie czułam się tak ważna, potrzebna, kochana... CO?! Ja o tym pomyślałam?! Jaka kochana, powoli dziewczyno. Odsunęłam się od siatkarza, a on zapytał:
           - To co? Spacer dla relaksu? - przytaknęłam, on wziął mnie za rękę i ruszyliśmy.
Andrzej sprawiał, że co chwilę wybuchałam głupim śmiechem i zapomniałam o incydencie z Rafałem. Wróciliśmy do auta, Andrzej próbował odpalić i niestety nie udawało mu się to.
          - Cholera, chyba coś się zepsuło. Muszę zadzwonić do serwisu.- Andrzej wykonał telefon. - Niestety chyba będę zmuszony wynająć pokój w hotelu i zostać na noc w Łodzi. Naprawią go dopiero na jutro.
          - Ale przecież w moim mieszkaniu jest wolna kanapa w salonie. - oświadczyłam.
          - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
          - Ale ja wiem. - uśmiechnęłam się. A teraz pojedziemy do mnie komunikacją miejską.
Dojechaliśmy do mnie do mieszkania i gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się Maciek Muzaj.
          - Szybki jesteś Ptaszku. - oświadczył.
          - Muzaj, co Ty tu robisz?! - Andrzej był zszokowany.
          - Zepsuł mi się samochód i Wiki zaproponowała mi nocleg na kanapie w salonie.
          - Dziwne, bo mi zdarzyło się to samo i też zamierzam tutaj nocować. - oświadczył Andrzej.
          - A więc kochany Andrzejku czeka nas wspólna noc na kanapie. - stwierdził Maciek i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
             
-------------------------------------------------------------------
CZYTASZ - SKOMENTUJ!
I jak Wam się podoba? Dzisiaj trochę dłuższy rozdział :)
Następny pojawi się w tym tygodniu, a kiedy dokładniej będę Was informować w adnotacji na moim blogu.
Przypominam o zakładce "Informowani" i "SPAM", gdzie powinny znajdować się reklamy nowych rozdziałów etc ;)

wtorek, 14 października 2014

ROZDZIAŁ VII - Życie najlepsze jest wtedy, kiedy zaskakuje i kiedy czekamy na to, co wydarzy się w następnej kolejności.

 Ścieżka dźwiękowa

Amanda
Jednak nawet w stanie takiego szczęścia nie wyłącza mi się racjonalne myślenie - przypomniało mi się, że przecież Andrzej ma dziewczynę. Ma laskę, a myśli o innej, no ładnie - niezbyt pozytywnie to o nim świadczy. Ale co tam, podobno każdy wagon da się odczepić. Moment, on na razie tylko myśli o mnie, mógłby się postarać. Jak zechce to sam zaaranżuje sytuację, w której moglibyśmy się spotkać.
A Rafał... Hmmm... Ani słowem się nie odzywa - przynajmniej mam święty spokój. Trochę szkoda mi tych kilku lat zmarnowanych z nim. Zmarnowanych? Może i nie. Przecież było też nam dobrze, a każde doświadczenie czegoś nas uczy. Dobra, koniec tematu Rafała, nie warto.
Pewnie za jakieś kilka miesięcy powiem, że o Andrzeju też nie warto było myśleć, ale teraz, to uczucie jest silniejsze ode mnie. Zobaczyłam GO i coś mnie tknęło, wydaję mi się, że jego też. Ale nie, nie wydaje mi się, musiało, skoro Maciek twierdzi. że cały czas mówi o mnie. Pozostaje mi poczekać na rozwój wydarzeń.
            - Amy, umówiłam się z Maćkiem! - krzyknęła nagle Wiki.
            - No w końcu. Musimy zrobić Cię na bóstwo. Kiedy? - zapytałam
            - Jutro ok 12 ma po mnie przyjechać. Ale gdzie pójdziemy nie mam pojęcia. A wiesz... Jestem bardzo ciekawa jaki on jest w rzeczywistości. Tylko te jego 208 cm wzrostu mnie przeraża.
            - Ale Tobie trudno dogodzić! Przecież zawsze chciałaś wysokiego.
            - No i trafił się taki aż za wysoki. - Wiki wzruszyła ramionami.
            - Idę się przygotować na jutrzejsze zajęcia. - oświadczyłam.
Chciałam po prostu pobyć sama. Cieszę się razem z Wiki, ale trochę się rozczarowałam. Co ja sobie myślałam, że Maciek od razu umówi mnie z Andrzejem? Niedoczekanie. A może to samo czekanie jest najfajniejsze? Może jak poznam go bliżej (o ile to nastąpi) jego osoba mnie rozczaruje? Zobaczymy.
Nazajutrz tuż po obudzeniu ujrzałam przepiękny biały widok za oknem. Tak, po raz pierwszy w tym roku spadł śnieg. Nie wiem dlaczego ale to nastroiło mnie bardzo pozytywnie. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i po cichu wyszłam na uczelnię, Wiki jeszcze spała, musiała przecież wyspać się przed randką. Niestety wraz ze śniegiem przyszła bardzo niska temperatura i lód na chodnikach. Zajęcia mijały mi dosyć szybko, przed godziną 12 wysłałam Wiki smsa: "Zdenerwowana?", "Raczej podekscytowana :D", odpisała.
O godzinie 14 skończyłam zajęcia, owinęłam się szczelnie szalikiem i wyszłam z wydziału. Gdy przechodziłam obok parkingu, widok, który ukazał się moim oczom tak mnie zszokował (to tylko Andrzej Wrona stał oparty o swój samochód i uśmiechał tak, że gwałt na nim każdy sędzia uznałby za uzasadniony), że aż przewróciłam się z wrażenia. Chociaż nie, nie "przewróciłam się". Ja najzwyczajniej w świecie wywinęłam orła, krzycząc przy tym soczyste "k****". Gdy wymachiwałam w powietrzu moimi kończynami zobaczyłam tylko, jak Andrzej Wrona we własnej osobie biegnie mnie ratować. I jakby tego było mało on też się poślizgnął i wpadł prosto na mnie przyciskając do przerażająco zimnego lodu.
               - O Boże, sam Andrzej Wrona leci na mnie. Mogę już zemdleć? - zapytałam i zaczęłam śmiać się jak idiotka, a Andrzej razem ze mną.
               - Taki ze mnie ratownik, że zamiast Cię uratować jeszcze bardziej Cię poturbowałem. Przepraszam, chodź pomogę Ci wstać. - wstał, podał mi rękę i dźwignął mnie. A ja? Gracja number one, znowu się poślizgnęłam i runęłam na niego w efekcie czego znowu leżeliśmy na sobie.
               - Amanda, prawda? Takich oczu się nie zapomina. - poleciał z bardzo "wyjątkowym" tekstem, ale jakże miłym.
               - Prawda. - wstałam już sama i otrzepałam się. - Ale zaraz... Co Ty tutaj właściwie robisz?
               - Hmmmm... Pewna blondynka wiedziała, że o 14 kończysz zajęcia i jestem.
               - Wiki! Zabiję ją!
               - A ja chyba będę jej dziękował do końca życia, bo inaczej nie spotkałbym się z Tobą, ale nie stójmy tak, zabieram Cię na obiad.
               - Ale jak? Dlaczego?
               - Po drodze wszystko Ci wyjaśnię. - Andrzej ujął mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Bardzo ładnego samochodu. Otworzył po dżentelmeńsku drzwi, potem sam wsiadł.
               - Ale proszę powiedz tylko, dlaczego się tutaj znalazłeś.
               - Czy wystarczy jak powiem, że odkąd tańczyłem z Tobą w klubie nie mogę przestać o Tobie myśleć? - uśmiechnął się.
               - W zupełności. - uśmiechnęłam się błogo i odjechaliśmy.
------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? SKOMENTUJ!

I jak Wam się podoba kolejna część? :) Jesteście ciekawe perspektywy Andrzeja? Zgodnie z sugestiami Andrzej w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Ale czy pójdzie tak gładko jak się tego spodziewamy? O tym już w kolejnej części :)

Bardzo dziękuję za zainteresowanie i sygnały, że ktoś rzeczywiście regularnie zagląda na mojego bloga, to bardzo miłe :)
     

wtorek, 7 października 2014

ROZDZIAŁ VI - I hope it's gonna make you notice someone like me

Ścieżka dźwiękowa

Andrzej
Na szczęście nie miałem dużo czasu na myślenie, ponieważ zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem i moim oczom ukazał się Karollo.
            - Siema Wronka, przyszedłem pogadać. A gdzie Marlena? - zapytał rozglądając się po mieszkaniu.
            - Marleny nie ma i nie będzie. - oświadczyłem poważnie.
            - No co Ty gadasz?! - Karol prawie zbierał szczękę z podłogi.
            - Ma kogoś innego, gdy się dowiedziałem od razu kazałem jej się wyprowadzić.
            - Ale... Może jeszcze wrócicie do siebie?
            - Nie ma do czego. Ja i tak już jej nie kochałem.
            - Oj Endrju... Nie martw się i tak jej nie lubiłem. - Karollo jak zwykle potrafił mnie pocieszyć. - Czyżby w doprowadzeniu Ciebie do takiego stanu doprowadziło ta piękna białogłowa z klubu?
            - Sam już nie wiem...
            - Chciałem Cię zapytać o nią już na imprezie, ale niestety szybko doprowadziłeś się do stanu niepozwalającego na konstruktywną rozmowę.
            - Wiem tylko, że nazywa się Amanda.
            - Tylko?! - krzyknął Kłos?! - Pozwoliłeś jej odejść tak bez słowa?!
            - A co miałem zrobić? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Marlena mnie zdradziła. - rozłożyłem bezradnie ręce.
            - Ale zaraz, przecież z tą pięknością rozmawiał Muzaj. Skąd on ją zna? - Karol jak zwykle miał głowę na karku.
            - Sam zachodzę w głowę. - odpowiedziałem. - Ale wiesz... Tu nawet nie chodzi o jej wygląd, gdy tańczyłem z nią czułem się jakbym trzymał w ramionach kruchy, drogocenny skarb. Niesamowite uczucie. Naprawdę polecam. - poczucie humoru mnie nie opuszczało.
            - Ciężki przypadek. - Kłos zrobił facepalma. - No nic gościu, jakoś ją odnajdziemy, niezawodny Karollo Ci to mówi. A teraz zbieraj się, jedziemy do Łodzi na "Służby specjalne". Może uda nam się namówić Muzaja na "zwierzenia".
Szybko się ogarnąłem, założyłem dżinsy i szarą bluzę, oczywiście ułożenie mojej fryzury było na pierwszym miejscu.
            - Ach ta Twoja nieśmiertelna fala. Grrrr, Andrzejku, fanki szaleją na jej punkcie. Jest taka niewzruszona. - Karol jak zawsze przesadzał ze swoimi żartami.
            - Widzisz Kłos, Ty nie masz niczego do zaoferowania swoim fankom. - oznajmiłem dumnie.
            - Jak to nie?! - obruszył się. - A moja elokwencja?
Machnąłem tylko ręką, w końcu zeszliśmy na dół i odjechaliśmy. Udało nam się namówić Muzaja, żeby z nami jechał.
           - Cześć chłopaki. - przywitał się.
           - No siemano. - Kłos był dziwnie poważny, w końcu nie wytrzymał i wybuchł: - Ty zdrajco! Dlaczego zostawiasz sobie najlepsze kąski?!
           - Coooo? O co Ci chodzi człowieku? - Maciek był zdezorientowany.
           - Jak to o co?! O tę tajemniczą piękność z klubu, jak jej tam? Amanda?
           - Aaaaa o nią Wam chodzi. Widziałem Wrona, że chyba coś tam zaiskrzyło. - trącił mnie łokciem.
           - Ty nie gadaj, tylko spowiadaj się, skąd ją znasz! - w końcu i ja nie wytrzymałem napięcia.
           - Dobra chłopaki spokojnie. Amanda z przyjaciółką o przepięknym imieniu Wiktoria były na naszym ostatnim meczu. Gdy tylko zobaczyłem Wiktorię, wiedziałem, że albo TA albo żadna. Niestety, spotkanie ze ścianą, uniemożliwiło mi spełnienia marzenia. Ale gdy tylko zobaczyłem w klubie Amandę, stwierdziłem, że to musi być przeznaczenie...
           - Co, Amanda Twoim przeznaczeniem?! - nie byłem łagodny wobec Maćka.
           - No co Ty! Amanda? Phi, chyba nie widziałeś jeszcze Wiktorii... Ach, co za uśmiech, co za błysk w oku i te piękne, lśniące blond włosy.
           - Aaaaa mamo! Zabierz mnie stąd! Wiozę dwóch wariatów, którzy wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia! - zaczął krzyczeć Kłos.
           - Zamknij się debilu i patrz na drogę. - Skarciłem go.
           - No dobra, powoli. - Zaczął Muzaj. - Zobaczyłem Amandę, chciałem zdobyć nr do Wiki, dostałem go, a przecież musiałem jakoś zareklamować swoją osobę, więc pokazałem jej moje umiejętności taneczne.
           - Musisz mi dać ten nr. - oświadczyłem nadzwyczaj spokojnie.
           - Nic nie muszę i nie dam. - postawił się Muzaj. - Nie będzie Wiki myślała, że jestem kretynem, który na prawo i lewo rozdaje jej nr. Jak zechcę to może sam Cię umówię z Amandą, a może nawet zabiorę Cię na podwójną randkę. Jesteś na mnie skazany Endrju i widzę, że bez przysługi się nie obędzie...
          - No dobra mów co chcesz.
          - Na Twojej półce koło telewizora zauważyłem ostatnio piękny egzemplarz płyty Iron Maiden. Czy jest szansa, żeby znalazł się on na MOJEJ półce?
          - Dobra, niech stracę.
          - Dobrze, ale wiesz, że nic tak od razu, najpierw płyta, potem moje działania.
Na szczęście dojechaliśmy, a ja nie mogłem przestać myśleć o Amandzie i jej delikatnym, drobnym ciele (no tak w porównaniu do mnie każda dziewczyna wyglądała na filigranową). Poszliśmy do kina, film okazał się naprawdę świetny.
          - To co chłopaki, jakieś niezdrowe żarełko? - zaproponował Kłos.
Zgodziliśmy się i ruszyliśmy w stronę restauracji. Nagle spojrzałem w górę i zobaczyłem Anioła. Tak, to chyba Amanda wjeżdżała ruchomymi schodami na górę. Chociaż może nie, to tylko było złudzenie.
          - O kurde, chłopaki. to ona! - głos Muzaja wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
          - Kto?
          - Jak to kto? Wiktoria! I zdaje się razem z nią Amanda.
          - A więc jednak mi się nie wydawało...
          - To biegnijcie do nich! Na co czekacie?! - krzyknął Karollo.
          - Spokojna Twoja... - odpowiedział spokojnie Maciek. - Mam stały smsowy kontakt z Wiktorią, ona po raz pierwszy zobaczy mnie na naszej pierwszej wymarzonej randce...
          - Ok, to co? Zapominamy, że one tutaj są?
          - Ok. - odpowiedziałem i poszliśmy coś zjeść.
Po jakichś 2 godzinach byłem już w mieszkaniu, całkiem sam i mogłem oddać się moim marzeniom o Amandzie. Niestety, znowu mi ktoś przerwał, gdy usłyszałem dzwonek, otworzyłem drzwi, a za nimi stał nie kto inny jak Marlena...

-------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ

I jak Wam się podobało? :) Dzisiaj niestety tylko perspektywa Andrzeja, ale z zapowiedzią dalszych komplikacji :) Cieszę, się, że zainteresowanie wzrosło :) Jutro, chociaż najpewniej pojutrze pojawi się kolejna notka :)
Piszcie Wasze odczucia co do tego rozdziału :) 

sobota, 4 października 2014

ROZDZIAŁ V - Przypadek czy przeznaczenie?

Ścieżka dźwiękowa 

Amanda
Wiki wpadła do mieszkania jak burza i od razu rzuciła mi się na szyję:
              - Moje biedactwo! - mocno mnie przytuliła, wiedziała, że nie musi nic mówić, a ja... rozkleiłam się całkiem.
              - Ja... Chyba zostanę zakonnicą, to już trzeci raz... - łkałam. Już po raz trzeci zostałam zdradzona. Co było ze mną nie tak?!
Wypłakałam się i postanowiłam położyć do łóżka. Sen lekarstwem na wszystko. Podobno. Obudziłam się po jakichś 3 godzinach, czułam się odrobinę lepiej. Wszystkie wydarzenia zaczęły dochodzić do mojej świadomości, ale wiedziałam, że o i tak się nie poddam. Tak jak po 2 poprzednich związkach szybko się podnosiłam, tak i teraz się podniosę. Wiedziałam, że następne dni i tygodnie będą trudne. Ale zaraz... Do całej tej sytuacji dochodziło jeszcze poznanie Andrzeja, taniec z nim, a potem jego odejście. No fakt, przecież miał dziewczynę, a ja kim byłam dla niego? Dziewczyną, z którą raz zatańczył i to wszystko. Na tym koniec. Dobrze, że przynajmniej wie jak mam na imię...
Ale Rafał... Jak on mógł mi to zrobić? Dobrze się ukrywał, dupek. Nawet nie domyśliłam się, że coś przede mną ukrywa, a tu proszę ciąża z inną. Taki kochany, idealny, a przy tym świnia do kwadratu (nie obrażając świń). Kochałam go bardzo, ale ostatnio to chyba było już przyzwyczajenie, może jednak to nie była miłość mojego życia?
Nagle moje rozmyślania przerwała Wiki, która wparowała do mojego pokoju.
             - Nie obraź się Amanda, ale jesteś zawsze taka zadbana, a teraz wyglądasz jak siedem nieszczęść. Chodź do kuchni, zrobiłam obiad, przecież musisz coś zjeść!
Poszłam do kuchni, dosłownie wmusiłam w siebie jedzenie i nie miałam pojęcia co dalej zrobić ze sobą. Wiki nawet nie zaczynała tematu, wiedziała, że to i tak nie polepszy sytuacji. Dałam sobie jeden dzień na rozpaczanie, stwierdziłam, że jutro już muszę wrócić do żywych. Poszłam do pokoju i przez godzinę dosłownie patrzyłam w ścianę. Nagle odezwał się mój telefon, a na ekranie pojawił się sms od Rafała "PRZEPRASZAM.". Tylko tyle i aż tyle. Głupie przepraszam. I po co mi to? Zna mój twardy charakter, przecież wie, że i tak nie ma już dla nas przyszłości. Idiota.
Położyłam się i zaczęłam patrzeć w sufit, rozmyślając dlaczego taka sytuacja przydarzyła mi się po raz kolejny? Może czas wybrać się do psychologa? W końcu ponownie zasnęłam. Obudziłam się dopiero wieczorem, poszłam zjeść kolację. Wiki dalej nie poruszała drażliwego tematu, ale wiedziałam, że mam w niej oparcie. Chciałam jak najszybciej skończyć ten bezsensowny dzień, wykąpałam się i ponownie poszłam spać.
Obudziłam się ok 8. Ok, nowy dzień, koniec rozpaczania, wiedziałam, że tak szybko nie zapomnę, ale sama przed sobą chciałam udawać twardą.
             - Wiki, proszę zróbmy coś dzisiaj, bo ja oszaleję. Nie chcę myśleć o tym wszystkim. - poprosiłam moją przyjaciółkę.
             - To co? Standardowo shopping? - zaśmiała się Wiktoria.
             - Oczywiście. - poszłam do łazienki, zrobiłam ładny make-up, ubrałam się jak człowiek i byłam gotowa do wyjścia.
             - Nareszcie wróciła moja Amanda. - ucieszyła się Wiki.
Udałyśmy się standardowo do Manufaktury. Starałam się nie myśleć o niczym, w jakichś 60% udawało mi się to, ale w pozostałych 40% niestety po głowie szalały mi obrazy sprzed dwóch dni.
Gdy wjeżdżałyśmy na górę ruchomymi schodami, nagle chyba zobaczyłam Andrzeja w towarzystwie Karola Kłosa i Maćka Muzaja. Nieeee, to musiało być złudzenie, widzę tylko to, co chcę widzieć. Jednak ten moment wystarczył, żeby moje serce zaczęło bić jak oszalałe, przez resztę dnia miałam przynajmniej o czym myśleć. Tłumaczyłam sobie, że to nic takiego, że to tylko taniec, ale wspomnienie ciała Andrzeja stykającego się z moim i jego ciepłych, męskich dłoni nie pozwało o nim zapomnieć...
Wróciłyśmy do mieszkania obkupione i szczęśliwe (ja nie do końca, ale cóż).
             - Amanda, nie chciałam wcześniej poruszać tego tematu, ale widzę po Tobie, że teraz mogę. - zaczęła, a ja przerażona spojrzałam na nią. - Nie, spokojnie, nie będę wypytywać Cię o tego dupka. Twoje jedno konkretne zdanie powiedziało więcej niż tysiąc innych.
             - Więc o co chodzi?
             - Ostatnio stała się dziwna rzecz. Jakiś nieznany numer napisał do mnie dzisiaj i przedstawił jako Maciek Muzaj. Tak, wiem kto to jest. To ten, który po meczu podobno na mój widok spotkał się ze ścianą. Tylko ciekawi mnie skąd miał mój nr, przecież to jest wręcz niemożliwe! Może Ty Słoneczko wiesz coś na ten temat?
             - Ja... No dobra, ale obiecaj, że mnie nie zabijesz! Dałam mu Twój nr, będąc w klubie w Bełchatowie - oświadczyłam dumnie.
             - Cooooo?! Ale co Ty robiłaś w klubie w Bełchatowie? - Wiki tak szeroko otworzyła buzię, że myślałam, że zaraz będzie zbierać szczękę z podłogi.
            - Byłam w piątek w Bełchatowie. Po bardzo udanym obiedzie z Rafałem postanowiłam przejechać się tam, a że przy okazji trafiłam na imprezę, gdzie byli siatkarze ze Skry to już nie moja wina.
            - O Boże grzmiący, jednak będąc Twoją przyjaciółką chyba już nic mnie nie zdziwi. A ja myślałam, że Tobie przyśniło się, że poznałaś Andrzeja Wronę.
            - Jednak mi się nie przyśniło i nawet tańczyłam z nim... ON jest taki cudowny...
            - Dalej jestem w szoku. Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć.
Przedstawiłam jej po kolei wszystkie wydarzenia. Wiki siedziała zszokowana i nic nie mówiła. Gdy nagle odezwał się jej telefon, zajrzałam jej przez ramię a tam sms od Maćka: "Wiktoria, Andrzej już od dwóch dni gada non stop o Twojej przyjaciółce". Przeczytałam to, a mój świat zawirował. Więc ON jednak o mnie myśli! Wiki pokazała mi całą konwersację z Maćkiem i okazało się, że faktycznie nie przewidziało mi się, że widziałam chłopaków w Manufakturze!
            - I co Ty o tym myślisz? - zapytałam Wiki.
            - Myślę, że szybko zapomnisz o tym dupku Rafale. - oświadczyła z uśmiechem moja przyjaciółka. W odpowiedzi uśmiechnęłam się błogo i zagłębiłam w rozmyślania, tym razem pełne tylko Andrzeja...

Andrzej
Obudziłem się, wstałem i skierowałem się do łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą, a w mojej głowie dalej przeskakiwały obrazy z Amandą w roli głównej. Chyba już całkiem oszalałem. Mój zdrowy rozsądek cały czas przypominał, że mam dziewczynę, ale ja... nawet nie miałem ochoty myśleć o Marlenie, wydawała mi się taka daleka.
Nagle usłyszałem, że przekręca się klucz w zamku, a do mieszkania weszła właśnie ona.
            - Cześć Kochanie. - pocałowała mnie w usta, a właściwie tylko obojętnie cmoknęła. Ale jestem padnięta, ta sesja całkowicie mnie wykończyła. - A jak było na imprezie?
            - Bez fajerwerków. - skłamałem. Fajerwerki były odkąd zobaczyłem Amandę - dodałem w myśli.
            - Ja szybko wezmę prysznic i chyba pójdę się położyć. - położyła telefon na komodzie i zajęła łazienkę.
Zająłem się przygotowywaniem śniadania, gdy odezwał się telefon Marleny. Nie wiem co, ale coś mnie tknęło, ale wziąłem go do ręki, a na ręki pojawił się sms od jakiegoś Szymona "Jeszcze raz dziękuję za wspólną imprezę. Byłaś jak zwykle cudowna." Zszokowany czytałem tego smsa chyba z 5 razy. A więc to tak! Żadna sesja, tylko impreza z innym. Dobrze. W sumie to nawet nie było mi żal, moje myśli i tak zajmowała Amanda. Chyba nawet poczułem ulgę. Usiadłem na kanapie z telefonem w ręku i czekałem aż Marlena wyjdzie. Gdy w końcu opuściła łazienkę, od razu zapytałem:
           - Możesz mi to jakoś wyjaśnić? - pokazałem jej telefon.
           - Ależ Pieseczku, to nie tak jak myślisz! To tylko mój kolega z liceum. Pobawiliśmy się i tyle.
           - Masz 10 minut na spakowanie. - oświadczyłem twardo. Marlena próbowała wieszać mi się na szyi, ale odepchnąłem ją i sam zacząłem pakować jej rzeczy. Marlena rozpłakała się histerycznie, ale ja byłem twardy, w końcu wystawiłem jej walizkę przed drzwi i zamknąłem je przed jej nosem.
Nie wiedziałem co myśleć o tej sytuacji....

-----------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ? - SKOMENTUJ
I jak, jesteście ciekawe co wydarzy się dalej? Rozdział trochę urwany, ale kontynuacja myśli Andrzeja pojawi się jutro :)



środa, 1 października 2014

ROZDZIAŁ IV - Nie wszystko dobre dobrze się kończy...

 Ścieżka dźwiękowa

Andrzej
Patrzy mi w oczy, a ja nadal nie wierzę w to co się ze mną dzieje. Nie mam jednak czasu myśleć, ponieważ tajemnicza nieznajoma zaczyna tańczyć z Muzajem. Kto to jest?! Piosenka się kończy, nie mogę wytrzymać w niepewności i podbiegam do niej.
          - Czy teraz ja mogę Cię porwać? - pytam jak zawodowy uwodziciel. Dziewczyna odpowiada coś, ale nie słyszę przez głośną muzykę. Słyszę tylko określenie "na koniec świata", pewnie stwierdziła, że najchętniej uciekłaby przede mną na koniec świata.
Niewiele myśląc łapię ją za rękę, gdy wtem w głośnikach zaczyna brzmieć "Give me love" - idealna piosenka na pierwszy taniec z dziewczyną, która stanowi dla Ciebie ogromną tajemnicę. Kładę jej jedną rękę na biodrze, drugą biorę ją za rękę, a ona prawie przytula się do mnie. Dziewczyna wzrostem nie grzeszy, sięga mi zaledwie do brody. Cudownie pachnie, a jej ciało jest takie ciepłe, miłe w dotyku i jakby znajome. "And all I want is the taste that your lips allow" - pierwszy raz tak uważnie wsłuchuję się w tekst piosenki, którą przecież znam. Tak, chciałbym ją pocałować, ale przecież jej nie znam! I mam dziewczynę! Co się ze mną dzieje?!
          - Jestem Andrzej. A Ty? - nachylam się do jej ucha.
          - Amanda. - odpowiada. I na tym kończy się nasza rozmowa, bo gdy dziewczyna podnosi na mnie swój wzrok ja cały znowu mięknę. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje, ale o dziwo, podoba mi się to. Ale tak nie może być, Marlena by mi tego nie wybaczyła.
Kawałek się kończy, a ja całuję ją w rękę, dziękuję grzecznie za taniec i odchodzę do stolika. Siadam z chłopakami i zaczynamy pić już na poważnie. Moje myśli są zaprzątnięte Amandą, prawie całkiem zapomniałem o Marlenie. Nie potrafię wyrzucić jej z głowy, a ona znika mi z pola widzenia i już do końca imprezy nie widzę jej ani razu. Trudno się dziwić, ale mam dziewczynę, nie chciałam jej robić złudnych nadziei. Piję co raz więcej, żeby uspokoić myśli. Dalej bawimy się z chłopakami, a ja cały czas czuję jak trzymałem Amandę... Impreza się kończy, chłopaki odwożą mnie do domu, kładę się do pustego łóżka i zasypiam.

Amanda
           - Jestem Andrzej. A Ty? - pyta mnie siatkarz.
           - Amanda. - odpowiadam i to jest niestety koniec naszej rozmowy. Trochę muszę się natrudzić, żeby spojrzeć mu w oczy, ale chyba nie będę więcej tego robić, bo efekt jest zawsze taki sam, jego oczy ciągle tak na mnie działają.
Chłonę jego cudowny, męski zapach. Niestety piosenka się kończy, a on co robi? Całuje mnie w rękę, dziękuje i ODCHODZI. No tak, co ja sobie wyobrażałam? Że jeden taniec to początek miłości? Ech... Trochę zdezorientowana nie wiem co robić. Na kartce piszę tylko nr Wiki, podchodzę do Maćka i wkładam mu ją w rękę. Dochodzę do wniosku, że skoro Andrzej odszedł i tak już nic się nie wydarzy, wychodzę z klubu i wracam do hotelu. Kładę się do łóżka i na szczęście bardzo szybko zasypiam. Dopiero rano wszystko dochodzi do mnie. Wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia. Zdradę Rafała, taniec z Andrzejem - to za dużo jak na mnie, dostaję ostrej migreny. Biorę bardzo silne proszki przeciwbolówe i ból przynajmniej trochę ustaje. Wysyłam do Wiki smsa o zwięzłej treści "Poznałam Andrzeja.", a ona momentalnie oddzwania.
           - Coooooo? - słyszę pisk w słuchawce.
           - To co Ci napisałam i tańczyłam z nim. A i byłabym zapomniała - Rafał mnie zdradził i będzie miał dziecko z inną. - dodałam nonszalancko jakbym opowiadała jej co kupiłam na obiad.
           - Ja cię pieprzę Amanda, czy ty się dobrze czujesz? Może wezwać lekarza?
           - Najlepiej pogotowie psychiatryczne z kaftanem. Już chyba nigdzie więcej się nie nadaję.
           - Kurczę, dzisiaj wracam! Rodzina poczeka, ale przyjaciółka nie!
           - Kochana jesteś naprawdę. - rozczulam się
           - Za 3 godziny będę. - Wiki rozłącza się, a ja zaczynam płakać. Łkam naprawdę przerażająco, aż cała się trzęsę. Już sama nie wiem przez kogo płaczę, ponieważ raz myślę o tym, co zrobił mi Rafał, a za chwilę o Andrzeju i utraconej na zawsze szansie. Już po raz kolejny zostałam zdradzona, więc mam trochę wprawy.
Po jakiejś godzinie płaczu, w końcu otrzeźwiam się, doprowadzam do porządku, płacę za hotel i wracam autobusem do Łodzi. Wchodzę do mieszkania, ale już nawet nie mam siły płakać...

---------------------------------------------------------------------------------------
I jak Wam się podobało? Notka dosyć krótka, ale jutro albo pojutrze na pewno pojawi się ciąg dalszy :) Przypominam o zakładce "Informowani" :)
CZYTASZ? - SKOMENTUJ
Jeżeli będzie małe zainteresowanie to zakończę pisanie opowiadania.

Zwiastun następnego odcinka:
Okaże się, że Marlena wcale nie była na sesji w Warszawie, a Andrzej nie będzie potrafił zapomnieć o Amandzie. Do Wiktorii odezwie się Maciek, czy wymyślą coś razem, żeby połączyć Amandę i Andrzeja?